Oser: Wygląda to tak

Wygląda to tak: poszczęściło mi się i w zeszłym roku zostałam laureatką Nagrody Księcia Clausa. Miałam ją odebrać jutro, 2 marca w ambasadzie Holandii. Planowano, że wręczy ją prezes fundacji, ale w tamtejszej chińskiej ambasadzie nie dali mu wizy i nie mógł przylecieć do Pekinu, z kolei tutejszą ambasadę holenderską ostrzeżono, że ma mi nic nie dawać.

Strona chińska (pewnie za pośrednictwem ambasady) powiadomiła wczoraj Holandię, że poprosiła ich ambasadę w Pekinie o niewręczanie mi nagrody, na co ambasada oświadczyła, że zamierza to jednak uczynić, tyle że podczas skromnej, prywatnej uroczystości na swoim terenie. Ja natomiast zaprosiłam kilkoro przyjaciół, ponieważ uznałam, że kolacja w małym gronie nie powinna stanowić żadnego problemu.

O szóstej wieczorem zadzwonili z wydziału bezpieczeństwa państwa w pekińskim Biurze Bezpieczeństwa Publicznego i powiedzieli, że chcą ze mną porozmawiać. Domyśliłam się o co chodzi, ale nie przyszło mi do głowy, że pofatygują się do moich gości z informacją, że nie wolno im uczestniczyć we wręczaniu żadnych nagród. Jakoś po ósmej pojawiły się dwie urzędowe pandy. W moim imieniu gawędził z nimi mąż, Wang Lixiong. Usłyszał, że mam zakaz odwiedzania ambasady Holandii.

Pandy objaśniły mu jeszcze, że w ogóle nie będę mogła wychodzić, do końca marca, a jeśli zajdzie taka konieczność – to wyłącznie w ich towarzystwie. Prawdę powiedziawszy, już dwa tygodnie temu zrobili sobie posterunek na dole. Teraz dodali do niego zaparkowany samochód, z ludźmi. Podumaliśmy nad tym chwilę i doszliśmy do wniosku, że idzie tu nie tylko o nagrodę księcia, ale o dwa doroczne posiedzenia [Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych i Ogólnochińskiej Ludowej Politycznej Konferencji Konsultatywnej] oraz o Tybet.

Czyli tyle. Dziękuję wszystkim ćwierkającym przyjaciołom. Tak czy siak w ciągu ostatnich dwóch miesięcy cztery razy zapraszali mnie na „herbatkę”. Nie ma o czym mówić, zwłaszcza w porównaniu z tym, co spotkało wielu innych. „Twoi dokonują samospaleń, są aresztowani, znikają – powiedział mi Wang Lixiong. – Kolacja i nagroda to błahostka. Miesiąc aresztu domowego również”.

„Twoi cierpią – ciągnął dalej. – Dobrze, że nie pójdziesz na kolację”. Wszystko. Ale i tak było mi bardzo smutno. Xiao Han i A Hua przyszli mnie pocieszyć. „Trudno o dobry pretekst, żeby się wystroić – napisała Hua na Weibo – a teraz przeszło mi to koło nosa. Tylko złamany kutas może zepsuć pięknej kobiecie wyjście w cudnej sukience”. Dobre, i precyzyjne.

Z drugiej strony, to po prostu niesłychane. Inicjatywa wyszła od ambasady. Cui Jian, Li Xianting, Jia Zhangke, wszystko Chińczycy, dostawali wcześniej tę nagrodę i nigdy nie słyszałam, żeby nie pozwolono jej komuś odebrać. Na czym polega moja „wyjątkowość”? Bo jestem Tybetanką? Pisarką, która się nie zgadza? Nagle ministerstwo spraw zagranicznych musiało zabrać się do roboty i wydać kilka zakazów. I jeszcze poszczuć tych z bezpieczeństwa. Partia rządzi!

 

Pekin, 1 marca 1012

RACHUNEK BANKOWY

program „Niewidzialne kajdany” 73213000042001026966560001
subkonto Kliniki Stomatologicznej Bencien
46213000042001026966560002

PRZEKIERUJ 1,5% PODATKU