Bez podziękowań po trzęsieniu ziemi w Damszungu
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Bez podziękowań po trzęsieniu ziemi w Damszungu

Oser

 

Tybetański internet huczy o Astrologicznym Almanachu klasztoru Taszilhunpo w Cangu, który zapowiadał w tym roku (dla Tybetańczyków, ziemnego szczura) „ciągłe burze i trzęsienia ziemi" oraz „liczne rozboje". Katastrofy naturalne i niepokoje społeczne, których byliśmy świadkami, każą myśleć z podziwem o precyzji tysiącletniej tradycji wróżenia z gwiazd. Tymczasem centrum badań sejsmologicznych i jego wszechobecne stacje badawcze składające się jakoby na nowoczesny, naukowy system wczesnego ostrzegania ograniczyły się do zamknięcia wrót stodoły po ucieczce konia.

 

W Damszungu nieopodal Lhasy 6 października zatrzęsła się ziemia z siłą 6,6 stopnia w skali Richtera. Skutki odczuto w stolicy, Szigace i wielu innych miejscach. Według oficjalnych danych w ciągu czterech kolejnych dni doszło do ponad tysiąca wstrząsów wtórnych (najpoważniejszy miał 5,4 stopnia). W maju potężne trzęsienie spustoszyło Wenchuan, a media budowały psychozę, bombardując ludzi relacjami i obrazami niszczycielskiej siły żywiołu. Dziś w Lhasie wcześniej puszcza się dzieci do domów albo w ogóle zamyka szkoły, a otwarte przestrzenie - choćby place przed Potalą czy Dżokhangiem - są pełne samochodów i ludzi. Ilekroć trzęsie się ziemia (jak zwykle bez wcześniejszego ostrzeżenia) Tybetańczycy bronią się, jak umieją. Słyszałam, że najbardziej sprawdza się kreślenie swastyki wapnem na strychu i ustawianie w centrum diagramu białej porcelanowej miseczki z ryżem. (Swastyka jest jednym z symboli, przywołującym wszystkie bóstwa na niebie i ziemi, religii bon, a ów rytuał ma, jak sądzę, je zjednać.)

 

Władze, które mienią się ateistycznymi, zareagują zapewne pogardliwym uśmiechem. Spójrzmy jednak, czym zajmowały się w ostatnich dniach. Rządowe media najpierw poinformowały o trzydziestu zabitych, by po kilku godzinach zredukować ich liczbę do dziesięciu. Skąd ten rozrzut? Nie wyjaśniono, niemniej lhascy użytkownicy telefonów komórkowych otrzymali surowe ostrzeżenie przed „rozpowszechnianiem pogłosek". Tybetański serwis Radia Wolna Azja, który próbował przygotować materiał o tym wydarzeniu, dowiedział się od pracowników szpitala w Damszungu, że liczba ofiar jest pilnie strzeżoną tajemnicą. Bo? Że? Trzęsienie ziemi jest dziełem natury, dlaczego nie wolno o nim mówić? Warto zauważyć, że rządowe media ograniczają się do panegiryków: na zdjęciach widać tylko współczujących urzędników, wojsko, paramilitarnych i policję - czyli bohaterów akcji ratunkowej. Wcześniej, po masowych protestach w całym Tybecie, uzbrojeni po zęby mundurowi nie zostawili nikomu złudzeń, zalewając nasz kraj w jednym celu: bandyckiego uciszenia mas. Wątpliwości nie mogło mieć nawet dziecko. Najwyraźniej ktoś postanowił poprawić ich wizerunek, gdyż nic nie wskazuje, by postawa władz uległa jakiejkolwiek zmianie. Trzymają łapę na wszystkim, więc akcja ratunkowa jest ich psim obowiązkiem. Rząd ma jednak zdumiewający dar przekuwania katastrofy w sukces, domagając się wdzięczności w morzu bólu i łez. „Kultura zobowiązania" z cechami chińskimi nie jest specyfiką relacji z oka cyklonu. Poczekajcie i przekonajcie się, jak będą mówić o trzęsieniu za dzień, za miesiąc, za rok.

 

Uczeni sejsmolodzy powiadają teraz, że za częste trzęsienia ziemi odpowiada jedyna w swoim rodzaju struktura geologiczna Płaskowyżu Tybetańskiego. Ostatnio działo się w jego wschodniej części, co nie znaczy, że do jeszcze poważniejszych katastrof nie dojdzie wkrótce choćby na południu. Innymi słowy, wedle tych mężów, będą nowe trzęsienia - albo nie. A mieszkańcy regionu wciąż nie mogą liczyć na należne im, rzetelne, aktualne informacje. Choć mają prawo wiedzieć.

 

Jeśli wolno, osobiście sugerowałabym zezwolenie na pracę zagranicznym mediom, które oszacowałyby straty i zrecenzowały akcję ratunkową Przyjęłabym też pomoc humanitarną z zagranicy. A skoro póki co rządowi dziennikarze interesują się tylko heroizmem urzędników, policjantów i żołnierzy, z reguły nie zauważając opinii i potrzeb ofiar, warto może zainteresować ich takimi błahostkami.

 

 

Pekin, 9 października 2008