Restauracyjny rewkult w Lhasie
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Restauracyjny rewkult w Lhasie

Oser

 

Na początku 2013 roku ekipa z Chongqingu otworzyła w Lhasie restaurację tematyczną „Wielki Przywódca Zespołu", której motywem przewodnim jest rewolucja kulturalna. Kelnerzy i kelnerki noszą mundurki z epoki oraz miano „członków komuny". Ot, nutka nostalgii za pierwowzorem „ludowym".

 

Wnętrze udekorowano plakatami i przedmiotami z czasów rewolucji kulturalnej, maoistowskimi sloganami i zdjęciami zesłanych na wieś „reedukowanych" młodych ludzi. Są też portrety „dziesięciu wielkich marszałków" partii komunistycznej, choć poprzednicy, którzy utorowali Mao drogę do władzy, w tym czasie szli pod nóż. Ling Biao i Peng Dehuai nie dość, że zginęli śmiercią tragiczną, nie mają nawet grobów. Wisi też wielki portret Deng Xiaopinga w mundurze, który bardziej niż z „reformą i otwarciem na świat" kojarzy się z rozkazem masakry studentów czwartego czerwca 1989 roku.

 

Razem z gorącym kociołkiem serwują tu atmosferę epoki. Około ósmej tybetański i chiński personel zaczyna przedstawienie - obrzydliwe tańce w rytm frazesów Mao i rewolucyjnych hymnów Ceten Dolmy, podane w sosie hongkońskiego i tajwańskiego popu z lat dziewięćdziesiątych. Zupełne błazeństwo, ale najwyraźniej ma wzięcie. Uderzył mnie natomiast brak czterech twarzy w cieniu Mao Zedonga. Skoro portrety „pięciu wielkich przywódców ChRL" muszą dziś wisieć nawet w tybetańskich klasztorach, ta restauracja z pewnością nie powinna być wyjątkiem.

 

Nie tak dawno zagraniczne organizacje protybetańskie protestowały przeciwko otwarciu „rajskiego" (z nazwy) hotelu InterContinental w Lhasie, przekonując, że luksusowy przybytek międzynarodowej korporacji jest wizerunkowym prezentem dla reżimu, który gwałci podstawowe prawa Tybetańczyków. W tym samym czasie, a nawet wcześniej, powstają tu restauracje w rodzaju „Wielkiego Przywódcy", opiewające rewolucję kulturalną, nazywaną przez Tybetańczyków czasem „mordu i grabieży". Dzisiejszą Lhasę wciąż znaczą blizny ruin klasztorów, krwawych pomników dzieła hunwejbinów. Zło ma się świetnie i wraca w aureoli konsumpcji. Przeraża mnie widok biesiadujących tam Tybetańczyków - widziałam i takich, którzy musieli być wtedy w wieku pasującym do czerwonogwardyjskiej opaski. Tęsknią?!

 

W świątyni gorących kociołków trudno doszukać się rewolucyjnego ducha. Mają tam prywatne saloniki z drugą taryfą, w których podają na innej zastawie dania z osobnej kuchni. Bogacze jedzą lepiej i czyściej, podczas gdy masom zostają sale ogólne. Zresztą sam Mao, który kazał przekreślić „trzy główne różnice", sobie nie żałował i opływał we wszelkie luksusy. Najbardziej ekskluzywny VIP room nazywa się „Zhongnanhai" i dźwiga na ścianach portrety praszczurów lokatorów chińskiego Domu Partii: Marksa, Engelsa i Lenina. Wieczerza się tu i popija wino z kryształów przy stole w kształcie pięcioramiennej gwiazdy. Jakby szykowali się na plenum przy kociołku.

 

Najwyraźniej nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa, bo zaczynają rewolucję kulturalną również eksportować. Agencja Xinhua cieszyła się niedawno, że jacyś Chińczycy otworzyli w Tokio restaurację „Wschód jest czerwony". Boss lhaskiej zdradził, że to nie on, podkreślając z dumą, że „sondują rynek amerykański". Być może doczekamy się więc „Zhongnanhai" i tam.

 

Kiedy powiesiłam w sieci zdjęcia z „Wielkiego Przywódcy", ktoś napisał w komentarzu: „Czy odpowiednikiem nie byłaby niemiecka knajpa z portretami Hitlera, Himmlera, Goebbelsa i kelnerami w uniformach SS? Chińczycy są pojebani".

 

 

13 listopada 2013

 

 

 

oserrestauracyjnyrewkultwlhasie1_400
 

 

oserrestauracyjnyrewkultwlhasie2_400

 

 

oserrestauracyjnyrewkultwlhasie3_400

 

 

oserrestauracyjnyrewkultwlhasie4_400
 

 

 

 

 

 

Za High Peaks Pure Earth