Tragiczne osuwiska w Drugczu
strona główna

Radio Wolna Azja

12-08-2010

 

Tragiczne osuwiska w Drugczu

 

Według chińskich i tybetańskich analityków jedną z przyczyn tragicznych osuwisk, które 7 sierpnia zabiły ponad tysiąc osób w okręgu Drugczu (chiń. Zhouqu) prefektury Kanlho (chiń. Gannan) w prowincji Gansu, jest działalność człowieka. Kłóci się z to oświadczeniem władz lokalnych, utrzymujących, że tereny te zdestabilizowało trzęsienie ziemi w Sichuanie w 2008 roku.

 

osuwiskokanlhogansu7sierpnia2010_400
 

Wang Shijin, profesor Centrum Badania Środowiska Naturalnego Uniwersytetu Jiangxi, twierdzi, że ziemia i skały wokół miasta Drugczu były niepokojąco luźne jeszcze przed katastrofalnymi ulewami. Jego zdaniem wiele ostatnich osuwisk w Chinach spowodowanych jest błędami człowieka. „Jedna z przyczyn to rabunkowe wydobywanie surowców. W dodatku kiedy skończą, nie zatykają szybów i zostawiają wszystko rozkopane. Nikt nie zwraca uwagi na bezpieczeństwo, co ma konsekwencje dla całego regionu".

 

Tybetańska pisarka Cering Oser mówi o karczowaniu lasów i beztroskim budowaniu zapór wodnych. „Na jednej rzece w tym małym okręgu od 2003 roku powstało 47 elektrowni wodnych. Tamy i przemysł wydobywczy (jest tam mnóstwo bogactw, w tym złoto) niszczą środowisko naturalne". Według Oser urzędnicy lokalni winią trzęsienie ziemi, żeby uniknąć odpowiedzialności za własne niedopatrzenia. Tę opinię podziela zastrzegający anonimowość Tybetańczyk z Drugczu: „Podejrzewamy, że przyczyną tego bezprecedensowego nieszczęścia jest budowanie tych wszystkich tam".

 

Według rządowej agencji Xinhua ekipy ratunkowe wciąż poszukują 627 osób. Do tej pory znaleziono zwłoki 1117 ofiar. Armia Ludowo-Wyzwoleńcza przerzuciła do regionu 5300 żołnierzy, 150 pojazdów, 20 motorówek i cztery śmigłowce. Udało się uratować 1243 osoby, 42 są w stanie ciężkim, ewakuowano 45 tysięcy. Tysiąc domów leży w gruzach, kolejne trzy tysiące są zalane.

 

Mieszkaniec Drugczu mówi, że wszystko wydarzyło się bardzo szybko. „Powódź zaczęła się o pierwszej w nocy. Wielu ludzi wciąż spało, nie mieli szans na ucieczkę. Zginął mój przyjaciel, jego żona, rodzice i dzieci. Po ich domu nie ma śladu. Wszystko zabrała lawina błota. Wciąż nie odnaleziono wielu zwłok".

 

Według chińskiego wolontariusza ze szpitala w Drugczu woda jeszcze nie ustąpiła. „Mamy ją w szpitalu, zalane są też wszystkie ulice. Wielu ludzi próbuje ratować innych, przekopując błoto". Zdaniem innego Chińczyka „w mieście jest więcej trupów niż ocalałych. Wszędzie wykopują zwłoki. Każdy nosi zwłoki".

 

Akcję ratunkową utrudniają niebezpieczne drogi, brak elektryczności, środków komunikacji i wody pitnej. Pracownik Czerwonego Krzyża twierdzi, że konwoje z pomocą jadą z Lanzhou, stolicy prowincji, dziesięć godzin. „Sytuacja na drogach jest bardzo zła. Boję się, czy ekipy zdążą na czas. Wielu ocalałych jest rannych".

 

„Nie możemy się doliczyć niemal dwóch tysięcy ludzi - mówi zastrzegający anonimowość urzędnik z prefektury Kanlho. - Mogą być zagrzebani w błocie. Jeśli tak, nie ma żadnej nadziei. Ta maź przypomina płynny beton. Większość miasta pokrywa błoto i gruz. Choć to region tybetański, Tybetańczycy to tylko 40 ze 130 tysięcy mieszkańców". Miejsce katastrofy odwiedził premier Wen Jiabao.

 

„Miasto leży między dwoma górami i bardzo trudno tu dotrzeć - mówi inny urzędnik. - Po jednej stronie płynie rzeka, po drugiej są strome skały. Szosa idzie górą i to jest jej najtrudniejszy odcinek".

 

Zastrzegający anonimowość mieszkaniec Drugczu uważa, że Tybetańczycy stanowią jedną trzecią ofiar. W akcji ratunkowej uczestniczą przedstawiciele wszystkich nacji. „Kopią tutejsi i żołnierze. Pomagają też, spontanicznie, ludzie z innych regionów Tybetu, tyle że korkują się drogi i bardzo trudno do nas dojechać".

 

Liu, koordynator akcji ratunkowej mówi, że brakuje czasu na zajęcie się zwłokami ofiar. „Wkrótce się za to weźmiemy. Departament Zdrowia organizuje dezynfekcję. Niektórzy prosili o skremowanie bliskich". Ratownicy mają przestrzegać lokalnych obyczajów pogrzebowych. „To region zamieszkiwany przez mniejszości. Musimy uszanować ich tradycje".

 

Jeden z chińskich ratowników uważa, że zagrożeni są i oni, ponieważ Instytut Meteorologii zapowiada dalsze opady. „Mamy tylko małe generatory, brakuje też wody pitnej. Boimy się, że jeśli dojdzie do kolejnych osunięć, będzie jeszcze gorzej. Pozrywało przewody i wciąż nie działają tu telefony".

 

Tylko w tym roku na skutek powodzi zginęło już ponad 1100 osób w 28 prowincjach i regionach Chin. Rządowe media nazwały lawinę błotną w Drugczu „najtragiczniejszą od sześciu dekad".