Trzymać się ode mnie z daleka
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Trzymać się ode mnie z daleka

Namco

 

Jest taki typ, który z upodobaniem pyta mnie: „A jak wy mieszkacie? A co wy jecie?". Staram się, ale niemal zawsze puszczają mi nerwy i w końcu wyszczekuję: „W jaskiniach, i żremy kamienie. Pasuje?". Mija chwila i zaczyna się druga runda. „Czy Dalajlama może się ożenić? Uprawiać seks? Do pogrzebu przez powietrze ćwiartuje się zwłoki, prawda? To takie pierwotne i przerażające".

 

Zacznijmy od niskich ukłonów dla wszystkich zadawaczy takich pytań. Internet to prawdziwy dar niebios. Zabolałoby wklepać podobne brednie w Baidu czy inną wyszukiwarkę i sprawdzić o własnych siłach? Ilekroć zaczynam zgrzytać zębami, piszczycie: „Naprawdę nie wiedziałem! Przecież chcę tylko zrozumieć!". Zawsze znajdziecie jakieś usprawiedliwienie bezwstydnej głupoty. A to cholerne „zrozumieć" uznajecie za idealny listek figowy chamskiego węszenia za nowymi wrażeniami.

 

Z kolei słowo „sztuka" upoważnia was do włażenia z buciorami do naszych domów i dźgania ludzi obiektywami kretyńskich aparatów fotograficznych, by później puszyć się na salonach wiedzą tajemną i znajomością najbardziej szokujących aspektów kultury tybetańskiej, takich jak Budda z erekcją, jelita na urodziny Dalajlamy czy bębenek obciągnięty ludzką skórą.

 

Nigdy nie pojmiecie, czym jest religia, która pozostanie dla was synonimem prostactwa i ciemnoty, a współczucie - skazą słabych i głupich.

 

Te rozmowy naprawdę przyprawiają mnie o mdłości. Dziękuję Buddzie za błogosławieństwo wiedzy, jaką udało mi się posiąść. Po prostu zostawcie to miejsce w spokoju, dajcie ludziom być prymitywami i debilami, za których ich macie. Dobrze nam z tym. Trzymać się tylko od nas z daleka i w żadnym razie nie wyciągać pomocnej dłoni.

 

Innymi słowy, wsadźcie sobie w dupę waszą logikę i kulturę!

 

19 listopada 2010

 

 

Nieuchronne PS.

 

I kto tu jest kołtunem? Opisuję wyłącznie swoje doświadczenia, będące także udziałem wielu innych Tybetańczyków. Nie zmyślam, nie koloryzuję. Najwyraźniej są jednak tacy, których to irytuje, gotowi wymachiwać pięściami, ilekroć usłyszą Tybetańczyka. Przy tym każdym słowem krzyczą, że nie mają pojęcia, o czym rozmawiamy. Ich uprzedzenia i głupota są naprawdę porażające.

 

Komunikujmy się rozmawiając, uczmy czytając. Ale halo, halo, gdzie podziało się jedno z drugim? Od trzech dni zalewacie mojego bloga rzygowinami zniewag i obelg. Bardzo, powiem, niemiłych. Musiałam zacząć usuwać niektóre komentarze, żeby nie ranić uczuć wielu czytelników.

 

Było wam jednak mało, więc w środku nocy trzeba było zablokować możliwość wpisywania opinii (choć wciąż, jeśli tak gra w sercach, możecie pobluzgać w księdze gości). Z pewnością dowiedziałam się w ten sposób czegoś o waszym wykształceniu, poziomie i wychowaniu.

 

Jeśli nie podobają się wam moje poglądy, w prawym górnym rogu macie czerwony krzyżyk. Starczy najechać kursorem i kliknąć. Ale wy wolicie się tu panoszyć jak u siebie. Spytajmy, co wam do mnie? Boję się, że tak naprawdę nie przychodzicie „wymieniać poglądów". Kto tu karłem, sługusem, debilem? Decyzję zostawmy ludziom.

 

 

22 listopada 2010

 

 

 

Inwazja chińskich turystów (według oficjalnych danych w pierwszym półroczu wzrost o 25 procent) budzi coraz większy niepokój i gorętsze dyskusje Tybetańczyków. Autorką „Trzymać się" i postscriptum wywołanego atakiem „partii pięćdziesięciu groszy" jest blogerka używająca pseudonimu „Namco".