Ostry nóż prawa
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Ostry nóż prawa

Oser

 

Sąd raczył poinformować adwokatów Karmy Samdupa o rozprawie apelacyjnej z dwudziestosześciodniowym opóźnieniem. Potem okazało się, że odwołanie odrzucono 7 lipca, lecz powiadomiono o tym dopiero 2 sierpnia, niemal po miesiącu. Nie idzie tu wcale o to, czy orzeczona 24 czerwca kara piętnastu lat więzienia jest surowa. O pomstę do nieba woła trzymanie za kratami tego kryształowo czystego człowieka choćby przez jeden dzień. Adwokaci mogli westchnąć tylko z bezradną ironią: „Noże w Xinjiangu są niezwykle ostre".

 

Tyle że nawet dziecko wie, iż tej brzytwy nie trzymał sąd ludowy w Turkiestanie Wschodnim. Wymachuje nią ktoś o wiele potężniejszy. Podczas czerwcowego procesu dwaj słynni pekińscy prawnicy Pu Zhiqiang i Li Huiqing rozbili w pył akt oskarżenia, wykazując, że sprawa została ordynarnie sfabrykowana i nie ma mowy o żadnym przestępstwie. Nie zdało się to jednak na nic. Mroczna, niewidzialna siła o wiele wcześniej podpisała wyrok Karmy. „Może w obu regionach autonomicznych są jacyś wpływowi ludzie, którzy tym wszystkim manipulują", powiedział zagranicznym dziennikarzom Pu.

 

Każdy widzi, że Karmę wrobiono, niemniej to ludożercze społeczeństwo stworzyło pozory uczciwego procesu: byli sędziowie, podsądny, któremu pozwolono nawet na zatrudnienie obrońców, i na dokładkę rozprawa apelacyjna. Wygląda na to, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem - tylko czy na pewno? W tym kraju prawnicy są bardzo cyniczni. Tacy jak Pu, wybitni i kompetentni, mają tu zawsze pod górkę. Ten człowiek nie wygrał żadnej sprawy ocierającej się o prawa człowieka, dwanaście razy zamykali mu bloga i niedawno napisał, że przyjaciele porównują go do Don Kichota walczącego z wiatrakami. Ktoś odpowiedział mu natychmiast, że faktycznie przypomina dzielnego rycerza, ale nie walczy z napędzanym wiatrem rupieciem, tylko z największym i najokrutniejszym potworem w dziejach Chin.

 

Co w tym kraju znaczy prawo? Liczy się nie ono, lecz władza. Ujmijmy to inaczej: ci którzy mają tu władzę, są prawem. Kliki aparatczyków, od zupełnie maluczkich po samą wierchuszkę, zmieniają system prawny w klanowy kodeks sądowych linczów. Wieśniacy z rodzinnych stron Karmy Samdupa opisali arogancję tej władzy w swojej petycji. Xiangba Jiangcun, Szef Biura Bezpieczeństwa Publicznego okręgu Gondzio i jednocześnie tamtejszy sekretarz odpowiedzialny za „politykę i prawo", powiedział im wprost: „Możecie pisać skargi, ale to ja tu jestem szefem policji. My, prokuratura i sądy to jedna rodzina. I wszystko". Jego koleżka Cheng Yue, lokalny sekretarz partii i filar programu „Pomoc dla Tybetu", był równie szczery: „Piszcie sobie, piszcie, a przekonacie się, kto ma cięższą rękę".

 

W ten sposób wsadzili do więzienia sześciu członków rodziny Karmy, zasłaniając się - zgadniecie czym? „Nie zostaną zwolnieni, ponieważ zagrażają stabilizacji w prefekturze Czamdo". To magiczne słowo nie tylko zapewnia urzędasom „żelazną miskę ryżu". W ich rękach staje się również mieczem, którym mogą ścinać wedle własnego widzimisię. Nie cofają się przed niczym. Próbowali nawet zniszczyć reputację Karmy i jego bliskich, rozpuszczając plotkę, że rodzinny przydomek Ruka oznacza „złodzieja". Gdyby wszystko nie było tak świetnie udokumentowane, nikt by nie uwierzył, że dopuszczają się tego ludzie będący w służbie narodu i państwa.

 

Kurz opadł. I tylko nie daje spać płacz Dolkar Co. „Jeśli na dowiedzenie jego niewinności trzeba będzie piętnastu długich lat, nasze córeczki mogą zapomnieć ojca". Jeszcze bardziej przerażające jest to, że po rozprawie apelacyjnej Karma Samdup dosłownie zapadł się pod ziemię. Wszędzie, gdzie się dodzwoni, żona słyszy tylko: „nie wiemy, gdzie jest". Nie ma go w tym areszcie, nie ma w tamtym więzieniu, żaden organ państwa nie potrafi wskazać miejsca pobytu Karmy. Ten absurd napawa lodowatym strachem i mówi wszystko o stanie „rządów prawa" w tym państwie.

 

 

Pekin, 8 sierpnia 2010