Nie zliczę, ile razy widziałam ten głupawy tłumek. Przepychają się, palą fajki, piją piwko, rechocą, karmią się czipsami i dźwigają wielkie aparaty, żeby pstryknąć pielgrzyma albo pokłon. Niektórzy potrafią postawić przed sobą tabliczkę z zachętą dla ewentualnych partnerów. Inni – przysięgam, nie zmyślam – przebierają się za żebraków i proszą wiernych o jałmużnę. Są i tacy, którzy małpują buddystów i wyciągają się na ziemi przed naszym sanktuarium. „Siedzimy, palimy i śmiejemy się z tych głupków – napisał w internecie jeden z weteranów murowego sportu. – Ni kuta nie wiem, o co im chodzi? Zbawienie?”
CZYTAJ DALEJPodsłuchałam przewodnika, który informował swoje stadko, że nieopodal „błogosławi i naucza tybetański lama”. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i już za chwilkę ujrzałam grupkę przyjezdnych gapiących się ze złożonymi na piersiach rękami w kogoś ubranego jak Tybetańczyk. Człowiek w szlafroku wymruczał po chińsku: „Niech was broni bodhisattwa. Niech się wam szczęści przy awansach. Niech pieniądze płyną do was rzeką”, a potem dał każdemu po maleńkiej świeczce i odczytał z karteluszki „taszi deleg” z akcentem, który nigdy nie był w Tybecie.
CZYTAJ DALEJDwudziestopięcioletni pisarz Pema Rinczen (pisze jako „Trujący cierń”) pochodzi z Draggo w Kardze, w Sichuanie; 5 lipca przyszli po niego funkcjonariusze tamtejszego Biura Bezpieczeństwa Publicznego. I skatowali. Tak, że następnego dnia musieli go zawieźć na oiom.
CZYTAJ DALEJPodczas obu wizyt w Białej Stupie starannie oglądałam tak mi bliskie posągi. Padmasambhawa nie miał wadżry, Mandziuśri stracił miecz mądrości i otwartą księgę, a Awalokiteśwara dłoń, której gest jest wyrazem bezinteresownego współczucia. Wielu Buddów i Bodhisattwów pozbawiono twarzy, odrąbano im ramiona lub nogi, zrzucono z tronów. Nie mogłam na to patrzeć. Poszłam do dyrektora, który najpierw stanowczo zaprzeczał, ale gdy wskazałam rany palcem, cichym głosem przyznał, że w czasach rewolucji kulturalnej wszystko bezmyślnie ładowano w jutowe worki.
CZYTAJ DALEJCzekać można na wiele sposobów.
Na przykład malując Twoją twarz na ołtarzu.
Co z tego, że ktoś pozna i doniesie.
CZYTAJ DALEJMówiono mi, że w zakładach pracy i szkołach gorączkowo ćwiczono marsze, zwroty i układy gimnastyczne. Priorytetem jak zwykle było jednak „bezpieczeństwo”. Chiński turysta napisał na Twitterze: „Słyszałem, że w Tybecie znów wprowadzają stan wojenny, żeby uczcić rocznicę pokojowego wyzwolenia”. Inni komentowali, że „tej ironicznej sztuce nie widać końca”, „mamy pokój w paramilitarnym szyku, na muszce karabinu”.
CZYTAJ DALEJPo rewolucji kulturalnej mnóstwo naszych ruszyło odbudowywać Ganden. „Facet z taczką mógł wyciągnąć piętnaście yuanów, ale oni woleli robić za dwa i pół przy Gandenie. Wielu z radością harowało za darmo. Niektórzy składali w ofierze oszczędności całego życia. Klasztory powstawały z ruin wyłącznie dzięki szczodrości Tybetańczyków. Państwo rzucało jakiś ochłap tylko przyparte do muru, ale robiło z tego taką aferę, że wyglądało na odnowiciela świątyń”.
CZYTAJ DALEJPo powrocie z wygnania XIII Dalajlama stanął na czele rządu i w 1913 roku proklamował niepodległość Tybetu. Takie gesty, choćby najśmielsze, nie znaczą jednak wiele, jeśli nie zostaną uznane przez społeczność międzynarodową. W owych czasach światem rządziły wielkie zachodnie mocarstwa. Nasza „niepodległość” czy „podległość” warte były tyle i na tyle wiążące, co zagraniczne pieczęcie przyłożone na dokumentach sporządzonych według cudzych zasad w obcych językach.
CZYTAJ DALEJByć może powinniśmy zapytać szacownych profesorów, czy podpisują się pod ostatecznym werdyktem Komunistycznej Partii Chin, dla której „stary Tybet” był „najskrajniej reakcyjnym, najmroczniejszym, najbrutalniejszym i najbardziej barbarzyńskim miejscem” na Ziemi? I jak to się stało, że dawno „wyzwoleni” niewolnicy postanowili teraz wyzwolić się od swych zbawców?
CZYTAJ DALEJW ostatnich latach kilkunastu mnichów klasztoru Gjandrak przeszło niezliczone kampanie, na przykład „wzmacniania jedności i budowania pięknego Tybetu”, „studiowania ducha V plenum XIX komitetu centralnego i siódmego forum roboczego” czy „wspierania armii i miłowania ludu”. Dzień jak co dzień w wewnętrznym kręgu buddyjskiego sanktuarium na zboczu świętej góry.
CZYTAJ DALEJZhao Erfeng był ministrem odpowiedzialnym za pogranicze Yunnanu i Sichuanu pod koniec rządów Qingów. W latach 1905–8 wysłał swoją armię do Khamu, by utopić we krwi tybetańskie protesty. Tybetańczycy serdecznie go nienawidzili i nazywali „Zhao Tufu”, mordercą i dyktatorem. Zbrodniarz, który mordował ludzi, jak gdyby kosił trawę, i lubował się w niszczeniu wszystkiego, co tybetańskie, dla chińskich aparatczyków jest bohaterem.
CZYTAJ DALEJTrzeba zrobić wszystko,
aby ci, którzy zginęli,
byli pamiętani jako ludzie,
nie statystyki.
CZYTAJ DALEJKiedy przyjechaliśmy – wspomina Tenzin Tethong – ludzie nie potrafili powstrzymać łez. Zbiegali z góry, płacząc i krzycząc: »Patrzcie, to jest nasz Ganden. Zobaczcie, co z nim zrobili«.
CZYTAJ DALEJZ badań wynika, że dwie dekady nieokiełznanego rycia w poszukiwaniu złota zniszczyły łąki i ekosystem. Znikała też żyzna ziemia. W 1999 roku niemal połowę powierzchni okręgu stanowiły pustynie i nieużytki. Wyparowało siedemdziesiąt procent dzikich zwierząt.
CZYTAJ DALEJTybetańska dziewczyna przykucnęła przy płocie, strzepując kurz, który osiadł na kamieniu z sylabą om. Nawet na niego dmuchała, choć przejeżdżające obok samochody i koparki bez przerwy wzniecały kłęby szarego pyłu.
CZYTAJ DALEJTrzeba przecież pamiętać, że to, czym hańbią się talibowie, zupełnie niedawno działo się i na naszej ziemi. Szkoda, że świat, który oburza się na barbarzyństwo w Bamianie, do dziś nie wie nic o zagładzie tybetańskich świątyń. Nieliczne chińskie relacje o ich odbudowywaniu są w najlepszym wypadku mgliste, najczęściej całkowicie przemilczając fakty i kontekst. Jakby nic się nie stało.
CZYTAJ DALEJ„Mnisi klasztoru Kirti nie widzą żadnej nadziei, bowiem ich położenie systematycznie się pogarsza. Władze lokalne reagują tylko w jeden sposób: represjami – lecz one potęgują tylko napięcie. Wiem, że w regionie krążą ulotki, które mówią, że wielu innych mnichów gotowych jest poświęcić życie, jeśli sytuacja nie zacznie się poprawiać”.
CZYTAJ DALEJNie zamierzam jednak zbierać
głupoty tych, co uparcie wyrzekają się mądrości
i pełnej samozadowolenia bezmyślności
CZYTAJ DALEJChciałabym być dziewczyną z filmu – tą w tybetańskiej sukni, tą, która nie krzyczy, lecz podchodzi ku tonącej w ogniu Palden Czoco i na znak szacunku rzuca jej czysty, biały khatak.
CZYTAJ DALEJRinpoczowie omijają Lhasę szerokim łukiem i przenoszą się do Chin właściwych. Mnisi są ostrożni i unikają chodzenia po ulicach w zakonnych szatach. Na starówce oraz w okolicach Dżokhangu ciągle widzi się policjantów bez powodu legitymujących i spisujących duchownych albo ubranych po tybetańsku młodych ludzi. Wysocy lamowie starają się nie wychodzić i praktycznie żyją jak w klauzurze. Nawet krewni przestają sobie ufać i nie mówią na głos, co myślą, w obawie, że ktoś ich sypnie lub sprzeda.
CZYTAJ DALEJ