Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

2005-2008: I tylko płomyk na wietrze

Oser

 

Tybetańskie święta:

Czyli, błagam, czyje?

 

Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem.

I nie mam pojęcia, czy jeszcze kogoś cieszą.

 

Od pierwszego do dwunastego miesiąca kalendarza tybetańskiego

(nie mylić ze zwykłym ani z chińskim, księżycowym):

Losar, Saga Dała, Szoton, Ganden Ngam Czo...

Aby - tak było - czcić Buddę, zjednać bóstwa, przegnać demony, i dobrze się bawić.

 

Święta się z nami żegnają.

Zostają tylko nazwy.

Pusty spektakl

I sterty rozporządzeń

Wtłaczających nam w głowy: wszystko zakazane, zakazane, zakazane!

 

Za to i to spotka was to i tamto,

Bez żadnych złudzeń.

Jeśli, na przykład, obrócisz klasztorny młyn modlitewny...

Niegroźnie - odbiorą pensję,

Poważnie - wyrzucą z pracy,

Gorzej - idziesz siedzieć.

 

Z czasem dokumenty przestają być potrzebne,

Zmieniając się w ustną tradycję.

Stary obyczaj hartowany czasem,

I tak samo groźny.

Najgorsze, jeszcze przed nami,

Pokazało przedwczoraj swój ponury pysk.

 

Przedwczoraj przypadało Ganden Ngam Czo,

Święto Dzie Rinpocze.

W każdym domu zapalają maślane lampki i modlą się do Trzech Klejnotów,

A przynajmniej było tak kiedyś.

Co rok gorzej. W piątym Lhasą wstrząsnął

Ryk nowo mianowanego sekretarza Zhanga.

Tłumy Bopów zakaz miały gdzieś,

Płomienie sięgały nieba

Rozświetlając zamaskowane twarze.

Fantasmagoryczna pociecha,

Ale dało się tak ignorować wszechobecnych mundurowych i szpicli.

W szóstym na pierwszej stronie lhaskiej popołudniówki

Miejski komitet partii formalnie ostrzegał

W imieniu stołecznego rządu: „Nikomu... nigdzie...

Nie wolno uczestniczyć ani oglądać święta zapalania lampek".

W siódmym, gdy byłam daleko, w Pekinie, znajomy mówi:

„Nigdy nie widziałem tylu policjantów

Ani tylu wiernych.

W ciżbie mnóstwo składających pokłony pielgrzymów z Khamu i Amdo.

Bezpiecznie płakać można tylko wyciągnąwszy się na ziemi".

 

O tegorocznym święcie,

Mówiłam, przedwczoraj,

Opowiadają tak:

„Poszedłem na Barkhor,

Wcześniej zamknęli sklepy.

Głośniki ryczą po tybetańsku i chińsku:

Nie wolno uczestniczyć!

Nie wolno oglądać!

Nie wolno się gromadzić!

Nie wiem, gdzie zainstalowali to draństwo,

Ale niosło się do Cuglakhangu

I jeszcze dalej.

Jak za rewolucji kulturalnej, szeptały staruszki.

Dzień w dzień głośniki, po tybetańsku, po chińsku... groza.

A na dachach tamci, tłum, chodzą w tę i nazad,

Z bronią, bez broni,

I patrole na starówce,

Mundurowi, w cywilu...

Amczok na amczoku,

Mi na mi".

 

Xinhua pokazała zdjęcia.

Żadnego sangu w kadzielnicach,

Żadnych mieszkańców Lhasy w maskach,

Żadnych pielgrzymów, którzy latami zjeżdżali tu z Amdo i Khamu.

Niczego, nikogo. Nikogo, niczego.

Tylko kuszo z Cuglhakhangu, zapalający maślane lampki,

I tylko płomyki na wietrze.

Ciemnoniebieskie nocne niebo, nieruchoma Potala, dziwnie samotna.

Kropki postaci na bezkresnym placu.

Na służbie, w robocie czy ciekawscy zangpiao?

Cytowali też policjanta

Z plastikową tarczą:

„Ludzie mogą do woli palić sobie lampki,

Ale element nie wznieci tu już żadnego pożaru".

Skończył dydaktycznie:

„Dziś wszyscy chcą zaświecić lampkę pokoju

Zgodnie z tybetańską tradycją etniczną".

 

Nie. To nie jest „lampka pokoju",

Tylko pamięci.

Nigdy, naprawdę nigdy nie przyszło to wam do głowy?

Nigdy, naprawdę nigdy nie słyszeliście bicia naszych serc?

W zepsutym świecie prości

Wyglądają Wielkiego Mistrza,

Który miłował tę ziemię i opłakiwał Krainę Śniegu.

Czekam z utęsknieniem, brak mi Twej dobroci,

Zostali z nami tylko godni czci".

 

Zostali z nami tylko godni czci!

 

 

 

 

 

Pekin, 23 grudnia 2008

 

 

 

 

 

Przypisy Autorki:

 

Lhasą wstrząsnął ryk nowo mianowanego sekretarza: za heroicznym „Żelaznym" Wangiem Jinxi, bohaterem czasów Mao: „Ryk nafciarza wstrząsa ziemią".

 

Bopa: po tybetańsku „Tybetańczyk".

 

Cuglakhang: kompleks Dżokhangu, najświętszego sanktuarium Tybetu.

 

Amczok: po tybetańsku „ucho", potocznie tajniak, szpicel.

 

Mi: po tybetańsku „oko", potocznie tajniak, szpicel.

 

Sang: kadzidło palone podczas rytuałów buddyjskich.

 

Kuszo: grzecznie „Pan" - tu mnich buddyjski.

 

Zangpiao: skrótowiec, chińska bohema szukająca szczęścia w Lhasie.

 

Ludzie mogą do woli palić sobie lampki, ale element nie wznieci tu już żadnego pożaru: za klasycznym poetą Lu You z dynastii Song: „Tylko urzędnicy wyższego szczebla mogą wzniecać pożary, prostemu człowiekowi nie wolno zapalić nawet świecy".

 

W zepsutym świecie prości...: Wersy tybetańskiego wiersza ku czci Congkhapy.


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)