Go Szerab Gjaco: Ostatnie zdjęcie Genduna Czophela

1.

Odkąd je zobaczyłem, czuję szczególny związek z ostatnim zdjęciem, jakie zrobiono Gendunowi Czophelowi. Często na nie patrzę. Kiedy jest mi bardzo smutno, nawet kilka razy dziennie. Zawsze, jakby wywoływało halucynacje, po chwili zdaje mi się, że na nim jestem, przycupnięty obok łóżka. I słyszę, co mówi Gendun Czophel. Nieodmiennie przechodzą mnie wtedy zimne dreszcze i zaczynam się dusić.

To wcale nie są majaki. Jak się dobrze wsłuchać, to zdjęcie naprawdę opowiada historię ostatnich dni Genduna Czophela, jego złamanego serca i bólu. Śpiewa rozdzierającą pieśń człowieka, który jaśniał niezwykłym blaskiem i został odesłany w zaświaty przez siły ciemności.

Zresztą spójrzcie sami. Gendun Czophel wygląda jakby coś zgubił, patrzy na was wzrokiem, w którym nie ma odrobiny nadziei. Jakie tajemnice kryją się za tymi zmęczonymi oczami i bruzdami na twarzy? O czym nie umiał przestać myśleć, choć jedną nogą był już na tamtym świecie?

A może po prostu się upił? I patrząc spod półprzymkniętych powiek, dukał jakieś bzdury? Osobiście jestem przekonany, że w sercu – które w przeciwieństwie do głowy nigdy nie było nietrzeźwe – dokładnie widział całą historię naszego nieszczęsnego narodu, od początku do samego końca. A zwłaszcza każdą scenę tańca dogasającego w smutku własnego życia.

2.

Oparty o poduszki, rozchełstany człowiek w niczym nie przypomina wymuskanego Genduna Czophela w nienagannych mnisich szatach albo wytwornym, szarym, świeckim suknie i okrągłych okularach intelektualisty. Ten, „szalony”, odarty z blasku niezrównanej inteligencji i pogrążony w półśnie, trząsł się od rana do nocy, zapijając okruchy nadziei i radości, które mogłyby utrzymać go przy życiu.

Jak się dobrze zastanowić, trudno go za to winić. Nadzieja gasła też dla jego ukochanego Tybetu, spowitego złowieszczym, gęstniejącym mrokiem. Kiedy spadł cios, umysł Genduna Czophela pękł z bólu, którego nie da się opisać. Zwłaszcza gdy skradziono i zniszczono jego „skromny majątek”, czyli zapiski, nad którymi wylał morze potu, przemierzając cały świat. Od tej chwili każdy kolejny dzień na tym padole musiał być dla niego nieznośną udręką.

W ciągu ledwie pięćdziesięciu lat ten człowiek otworzył rodakom wrota polityki i historii, nieurągających normom ludzkiego rozumu. Wolny od kajdan sekciarstwa, wykuwał w murze okna, przez które mogliśmy patrzeć na siebie bez uprzedzeń. Stworzył przestrzeń dla krytycznego myślenia o tybetańskiej religii i kulturze „w całej ich rozciągłości”. Widząc, jak zmienia się czas i świat, bezustannie podkreślał znaczenie odwagi podążania własną ścieżką. Tylko kto to pojmował? Czy choćby słuchał, żeby ewentualnie móc coś zrozumieć?

Skąd! Nie zamierzali słuchać tego, który „swoimi umiejętnościami przyniósł honor królowi i obywatelom naszej Krainy Śniegu”. Więcej, pewnej zimnej, wietrznej, gradowej nocy tybetańscy bracia i siostry – których kochał całym sercem – wtrącili go do więzienia i bez zlitowania wymierzyli pięćdziesiąt batów.

Zagryzając wargi z bólu, Gendun Czophel musiał zdać sobie sprawę, że może liczyć tylko na przyszłość. Próbując ocalić swoje dzieło, zdołał wysłać wiadomość zaprzyjaźnionemu arystokracie i powierzyć mu swój „skromny majątek”, ale nawet Horkhang nie umiał wydrzeć bezcennych papierów rzeźnikom cywilizacji, którzy większość zapisków podarli na strzępy.

Wiadomość o zniszczeniu notatek, które sporządzał całe życie, przyniesiono Gendunowi Czophelowi do lochu, wyrywając mu serce i odbierając wszelką nadzieję. Odtąd sięgał tylko po butelkę.

„Bezcenną turkusową wazę roztrzaskano o bruk – wyjąkał drżącymi wargami po wyjściu z więzienia. – Co mam teraz robić? Po prostu chwilę pociągnę”. Co sprowadzało się do picia na umór od rana do nocy.

Zostało po nim to zdjęcie. I te zranione, przestraszone, podejrzliwe oczy.

3.

Od tego czasu minęło ponad sześćdziesiąt lat, a świat dalej jest światem. Tybet także pozostaje Tybetem, choć nie ma już sądu, który wydał wyrok, i więzienia Genduna Czophela. Dziś zamieszkują je wyłącznie szczury. I prawie – prawie – ronią łzy, przysłuchując się ze szczelin w murze piskliwym bajkom chińskich przewodników, opowiadających wycieczkom o słusznie minionych, strasznych czasach.

Mamy dziś za to wiele nowych, betonowych, znacznie lepiej strzeżonych więzień, w których dzieci tej ziemi odbierają nowoczesne baty i poznają ból rozbijania o bruk własnych bezcennych turkusowych waz. Tylko nie mogą marzyć o flaszce.

Patrzę i widzę, że Gendun Czophel śmieje się ze mnie ze zdjęcia. Wygląda na pijanego w trupa.

 

20 października 2013 roku w klasztorze Dargje

 

 

 

 

Gendun Czophel (1903–1951) pozostaje niedościgłym wzorem i natchnieniem tybetańskich intelektualistów. Go Szerab Gjaco – mnich, nauczyciel, działacz społeczny i pisarz z Ngaby – został skazany za na karę dziesięciu lat więzienia za „separatystyczne podżeganie”, którego doszukał się w jego artykułach chiński sąd ludowy.

 

Za magazynem „Mądrość

RACHUNEK BANKOWY

program „Niewidzialne kajdany” 73213000042001026966560001
subkonto Kliniki Stomatologicznej Bencien
46213000042001026966560002

PRZEKIERUJ 1,5% PODATKU