WYNIKI WYSZUKIWANIA DLA: saga dała



Kampania „trzech świadomości” w klasztorach TRA

Oprócz „studiowania” i recytowania frazesów o wielkość chińskiego państwa, wdzięczności dla partii oraz konieczności bezwzględnego podporządkowania jej dyktatom duchowni muszą „potępić” praktykę cethar (wykupywanie zwierząt z rzeźni w celu gromadzenia „zasługi”); zwyczaj poszczenia i niejedzenia mięsa podczas obchodów świętego miesiąca Saga Dała i innych uroczystości buddyjskich; nieświętowanie Losaru, Nowego Roku kalendarza tybetańskiego, na znak żałoby po ofiarach represji; oraz „chłopskie strajki”, polegające na nieuprawianiu pól.



Oser: Zostawcie w spokoju kopalnie albo zamkniemy klasztory

Słyszę od ludzi, że u nich w Czamdo pracownikom sektora państwowego, uczniom i emerytom nie wolno modlić się ani dotykać młynów modlitewnych. Uroczystości religijne są monitorowane jak nigdy dotąd. Niedawno mieliśmy święty miesiąc Saga Dała, w związku z czym władze prefektury ogłosiły zakaz odprawiania rytuałów buddyjskich. Uczniowie zostali poinformowani przez nauczycieli, że będą surowo karani za odwiedzanie świątyń i noszenie amuletów. W tamtejszych szkołach uczą ojczystego narzecza na takim poziomie, że większość dzieci nie jest w stanie nawet prowadzić pamiętnika we własnym języku.


Szerab Oser: Klepsydra Gaden Podrangu

Może nie powinienem mówić tego teraz, kiedy cię już nie ma, ale uważam, że gdybyś nie odszedł, miałbyś jeszcze przed sobą wiele dekad i zwycięstw. Niewzruszony szacunek, jaki budziłeś w sercach Tybetańczyków – i tych zniewolonych, i wolnych – sprawiał, że mogłeś służyć nam lepiej niż jakikolwiek obcy rząd czy instytucja diaspory. Głęboka miłość i więź, jaka łączy cię z nami, narodem, jest świadectwem lojalności przekazywanej z pokolenia na pokolenie.


Oser: Spotkania pod Górą Kailaś. Gjandrak

Trzeba przecież pamiętać, że to, czym hańbią się talibowie, zupełnie niedawno działo się i na naszej ziemi. Szkoda, że świat, który oburza się na barbarzyństwo w Bamianie, do dziś nie wie nic o zagładzie tybetańskich świątyń. Nieliczne chińskie relacje o ich odbudowywaniu są w najlepszym wypadku mgliste, najczęściej całkowicie przemilczając fakty i kontekst. Jakby nic się nie stało.



Wang Lixiong: Lodi Gjari

Lodi Gjari jest jedną z najważniejszych postaci tybetańskiej diaspory. Jako „specjalny wysłannik” Dalajlamy odpowiada za dwie kluczowe kwestie: stosunki ze Stanami Zjednoczonymi i kontakty z Chinami. Te pierwsze – w gruncie rzeczy najważniejsze paliwo Tybetu na wychodźstwie – są właściwie jego wyłączną domeną. Mieszkając tam od kilkudziesięciu lat, Lodi Gjari nawiązał kontakty z niezliczonymi przedstawicielami amerykańskiej elity od Białego Domu i Kongresu po celebrytów. Ze wszystkimi doskonale się dogaduje. Pod tym względem jest z pewnością niezastąpiony. Nikt tego nie kwestionuje.


Oser: Na kolanie „Dziennikowi Ludowemu” o sytuacji w Lhasie

„Dziennik Ludowy” 13 maja opublikował artykuł zatytułowany „Wielkie »wyburzanie i przebudowa« lhaskiej starówki to wymysł (szukajmy prawdy w faktach a nie krzykach)”, zaczynający się zdaniem: „4 maja na Weibo pojawił się post »Lhasa na krawędzi zagłady«, krytykujący zbytnią komercjalizację oraz, ilustrowaną zdjęciami, »gigantyczną rozbiórkę« tego miasta”. A kuku, „Dzienniku”, to ja napisałam ten post, proszę podać moje nazwisko.





Steven D. Marshall: Rukhag 3. Mniszki z więzienia Drapczi

W czerwcu 1998 roku w Drapczi, Więzieniu nr 1 Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA), zmarło pięć maltretowanych od ponad miesiąca mniszek. Miały one popełnić samobójstwo w magazynie bloku mieszkalnego, wieszając się lub dusząc. Wszystkie były bliskimi przyjaciółkami, miały po dwadzieścia parę lat i odbywały wyroki za udział w pokojowych protestach. Do wyjścia na wolność nie pozostało im wiele – gdyby przeżyły, ostatnia opuściłaby mury więzienia w lutym 2000 roku.


Khenpo Cultrim Lodo: Ku pomnażaniu prawości

Pokłon Szlachetnemu Awalokiteśwarze! W Krainie Śniegu bez cienia współczucia zarzynamy dziś zwierzęta dla ich ciepłego mięsa. Zabijamy na taką skalę, że niektórym gatunkom grozi wyginięcie. Bydło trafia pod nóż nie tylko dlatego, żebyśmy mogli napełnić brzuchy albo odziać się w skóry, ale także zaspakajać kaprysy, kupując broń czy inne zbędne przedmioty. Niepostrzeżenie staje się to […]


Dziamjang Norbu: Wojownicy Tybetu

Poza wzmiankami kilku chrześcijańskich misjonarzy i pracowników przedstawicielstw dyplomatycznych Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, bardzo niewiele pisano na Zachodzie o Khamie i Wschodnim Tybecie. Nie ma właściwie żadnych publikacji na temat wydarzeń, jakie rozegrały się na tych terenach w latach pięćdziesiątych naszego stulecia. Wydaje mi się, że nie można zrozumieć postawy Tybetańczyków wobec Chin i powstania 1959 roku, nie wiedząc, co zaszło w Khamie. Tam bowiem wybuchły pierwsze walki i to właśnie wojownicy z Khamu utrzymywali powstanie aż do zniszczenia ostatnich baz partyzanckich w Mustangu przed kilkoma laty.



Oser: Pieniądze tak, Tybetańczycy nie

W tym roku Tybetańczycy nie mogą wybrać się z pielgrzymką na Kailaś, jednak „niepisana zasada” pozwala na to wszystkim chętnym Chińczykom. „Miejscowych na górę nie puszczają, natomiast obcy bez kłopotu zdobędą potrzebne zezwolenie w swoich stronach – skarży się tybetański obywatel sieci. – W ten sposób z jawnego pogwałcenia swobód religijnych robi się na dodatek apartheid”. W tym samym czasie na Weibo ukazało się ogłoszenie, z którego wynika jasno, że na naszej świętej górze zarabia firma z Pekinu.


Wang Lixiong: Dalajlama kluczem do kwestii Tybetu

Z pozoru wydawać się może, iż problem Tybetu ma charakter historyczny i bierze się z faktu, że w 1959 roku uciekł do Indii Dalajlama oraz ponad sto tysięcy Tybetańczyków. Niemniej jednak prawdziwy problem tkwi w kraju, a nie poza jego granicami. Gdyby wywoływali go tylko uchodźcy, nie stanowiłby dla Chin zagrożenia. Społeczność międzynarodowa często mówi władzom chińskim, że jeśli szybko nie uporają się z tą kwestią, tybetańska diaspora sięgnie w końcu po przemoc. Dla Pekinu, który posiada najliczniejszą armię na świecie, nie jest to jednak żadne niebezpieczeństwo.


Ribur Rinpocze: W poszukiwaniu Dżoło

Kiedy zapadała decyzja o złagodzeniu polityki wobec Tybetu, w 1981 roku zorganizowano w Pekinie spotkanie, podczas którego tybetańscy delegaci (w tym i ja) energicznie apelowali o zwrot skarbów naszej wiary zrabowanych w czasie rewolucji kulturalnej i gnijących od tego czasu w chińskich magazynach. Niestety nic wtedy nie wskóraliśmy, ale pod koniec następnego roku Biuro do spraw religii Tybetańskiego Regionu Autonomicznego wezwało przedstawicieli lokalnego stowarzyszenia buddyjskiego, departamentu zabytków i kilku innych urzędów. Podczas tego zebrania Bapa Kelsang Namgjal z wydziału kultury ogłosił, że Pekin kazał odesłać tybetańskie przedmioty kultu do miejsc pochodzenia.


Dhondup Czodron: Życie w komunie „Czerwony Sztandar”

Należę do, jak nazywają to Chińczycy, klasy tybetańskich „niewolników”; po chińskiej inwazji przez wiele lat byłam wysoką funkcjonariuszką i cieszyłam się zaufaniem naszych nowych panów. Nie jestem wykształcona, brak mi wiedzy i zdolności pisarskich. Po Ludowej Komunie „Czerwony Sztandar” zostały mi tylko smutne wspomnienia. Postaram się je spisać, by świat poznał prawdę o losie moich rodaków i naszego kraju pod chińskimi rządami.