Teksty. Z perspektywy Chińczyków

wersja do druku

Share

Konflikt między Tybetańczykami a Hanami

Wang Xiaoqiang

Konflikt między Zangami, czyli Tybetańczykami, a Hanami, jak nazywamy największą grupę etniczną w Chinach, ma charakter kulturowy i wykracza poza interesy polityczne lub gospodarcze.

Prowincje Yunnan i Guizhou zamieszkuje wiele mniejszości etnicznych, które nadal zachowują tradycje i obyczaje obce Hanom. Być może rozproszenie owych grup lub też jakieś inne czynniki sprawiły, że nie rozwinęły się one w pełni - często na przykład brak im języka czy aparatu społecznego. To, czego im brakuje, czerpią z dorobku Hanów. Ogólnie rzecz biorąc, na poziomie kulturowym ich stosunki z większością układają się dobrze. Podobne zjawiska obserwujemy w Afryce, gdzie pewne grupy integrują się z cywilizacją Zachodu. Innymi słowy: „niepełny" znaczy „otwarty".

Kultura tybetańska jest zupełnie inna. Buddyzm tybetański obejmuje dyscypliny takie jak astronomia, geologia, kalendarz, filozofia, literatura, sztuka, architektura, medycyna, polityka, ekonomia, religia, historia, etyka, moralność... wszystko, co można sobie wyobrazić. Jak każda dojrzała kultura, samodzielnie rozwinęła się w pełny system o historii niemal tak długiej, jak kształtująca się równolegle cywilizacja Hanów w Chinach. Tak jak nie można zastąpić dziedzictwa Indii kulturą brytyjską czy podciągać Chin pod „azjatycką strefę wspólnego dobrobytu", tak i nie da się zamienić kultury tybetańskiej na żadną inną. Podbój? Za odpowiedź niech starczy jeden prosty fakt: przedstawiciele innych nacji nie są nawet w stanie dochować się zdrowego potomstwa na „dachu świata".

W 1984 roku pojechałem z Bai Nanfengiem do Tybetańskiego Regionu Autonomicznego na badania terenowe1. Pewnego dnia oglądaliśmy Jian xie, stare święto ludowe. Na łące tańczyła grupa aktorów, odzianych w starodawne kostiumy. Siwowłosy starzec zaintonował pieśń w takt monotonnych uderzeń w bęben: „Skąd wzięły się góry? Skąd wzięły się rzeki? Co było pierwsze: jajko czy kura?". Moc tego pradawnego obrzędu wywarła na nas porażające wrażenie. Tybetańska „Legenda Gesara" jest najdłuższym poematem epickim na świecie, dłuższym niż „Odyseja", „Iliada" czy „Baśnie z tysiąca i jednej nocy". Każdy, kto choć raz był w Tybecie, musiał zrozumieć, że rodzima tradycja, podobnie jak chińska, jest nieśmiertelna.

Istotą konfliktu między Zangami a Hanami jest właśnie kultura. Problemu nie rozwiąże więc pogodzenie interesów gospodarczych i politycznych. W 1978 roku Pekin złagodził politykę wobec mniejszości oraz religii; w Tybecie zmniejszono liczbę chińskich kadr, przywrócono swobody religijne itd. Niemniej wszystkie te poczynania są czymś w rodzaju powrotu do lat pięćdziesiątych, przeciwieństwem praktyk z okresu rewolucji kulturalnej. Władze sądzą, że to wystarczy. Innymi słowy, próbujemy naprawiać, co zostało zepsute - reformy pozbawione są jednak ducha kreatywności.

I oto nieuchronny rezultat: „Wydano mnóstwo pieniędzy, lecz nie słyszymy żadnych pozytywnych reakcji". Wielu chińskich funkcjonariuszy jest zupełnie zdezorientowanych: „Dlaczego Tybetańczycy nas oskarżają, skoro tyle tu zainwestowaliśmy, nie żądając niczego w zamian?". Co ciekawe, często sami nie potrafią jasno wyjaśnić, dlaczego żywią niechęć. A jaka jest odpowiedź? W 1987 roku były sekretarz partii Wu Jinghua, który sam wywodził się z syczuańskiej mniejszości Yi, został powitany owacją przez wszystkich Tybetańczyków, gdy pojawił się w ich narodowym stroju na obchodach rocznicy utworzenia TRA. Ten symboliczny gest miał dużo większe znaczenie niż zainwestowanie ogromnych sum pieniędzy.

Kulturowe konflikty często związane są z godnością narodową. W ramach wcześniejszej chińskiej „filozofii walki" nie było na nią miejsca. Komunizm charakteryzują dwie podstawowe zasady: członkowie partii wyznają ateizm, a religia jest „narzędziem klasy panującej i opium dla mas". Do tej pory Tybetańczycy nie zmuszali żyjących obok nich Hanów do zostawania lamami. Frazesy o „narzędziach" i „opium" powtarzano jednak tak długo, że nadal brzmią jak apel o niepalenie papierosów. A przy tym tak się nieszczęśliwie składa, że kultura tybetańska łączy z buddyzmem nie tylko politykę, ale dosłownie wszystko - po astronomię, kalendarz, medycynę, architekturę, literaturę, sztukę itd. Jeśli religia jest opium, to odrzucić trzeba całą cywilizację Tybetu. Choć nie mówi się już o marksistowskiej teorii religii, rząd Chin nie ma nic nowego do powiedzenia na jej temat.

Istotą narodowej godności jest poszukiwanie równości - siedzenie jak równy z równym przy jednym stole. Administracyjnie Tybet jest regionem rządu centralnego, niemniej w relacjach między narodowościami obowiązywać powinien całkowity brak dyskryminacji. Z tym jest problem. Partia ma swoje dwie zasady w sprawie religii, nie istnieje jednak oficjalne stanowisko w kwestii buddyzmu w Tybecie. Zmiany w polityce wobec mniejszości i religii mają najwyraźniej polegać na powrocie do praktyk sprzed rewolucji kulturalnej, co, jak już wspomniałem, zupełnie nie odpowiada wymogom chwili. Wu Jinghua postulował „Wzmocnienie Tybetu i rozszerzenie kultury", czym wywołał żywe zainteresowanie. Niestety, wkrótce po „Bitwie na Ośmiobocznej Ulicy" [Barkhor] w Lhasie w 1988 roku propozycję tę uznano za „odchylenie prawicowe". Wu, jeden z nielicznych przywódców rozumiejących uczucia mniejszości narodowych, wrócił do Pekinu, gdzie postawiono mu niejasne zarzuty i oskarżenia.

Co oznacza „Królestwo Śnieżnego Lwa i Śnieżnych Gór"? Niepodległość Tybetu ma trzy aspekty, które odróżniają Krainę Śniegu od innych chińskich obszarów, dążących do niepodległości - na przykład Tajwanu.

Po pierwsze, z punktu widzenia mieszkańców Chin właściwych, Tajwan, choć to tylko wyspa, ma dużą populację i wielkie bogactwa. Słabo zaludniony Tybet jest ogromny. Obok Tybetańskiego Regionu Autonomicznego istnieją inne tybetańskie regiony administracyjne, takie jak Tybetańskie Prefektury Autonomiczne Haibei, Hainan, Huangnan, Yushu i Golok, a także Mongolsko-Tybetańsko-Kazachska Prefektura Autonomiczna Haixi w Qinghai, które zajmują niemal całą prowincję. Tybetańska Prefektura Autonomiczna Aba i Tybetańska Prefektura Autonomiczna Ganzi w Sichuanie obejmują połowę prowincji, a mamy jeszcze Tybetańską Prefekturę Autonomiczną Deqin w Yunnanie oraz Tybetańską Prefekturę Autonomiczną Gannan i Tybetański Okręg Autonomiczny Tianzhu w Gansu. Uzyskanie niepodległości przez Tybet oznaczałoby dla Chin utratę czwartej części terytorium. Nie zapominajmy przy tym, że w wymiarze religijnym Mongołowie są całkowicie kontrolowani przez szkołę Żółtych Czapek buddyzmu tybetańskiego. Ujgurski Region Autonomiczny, Xinjiang, też może przypomnieć sobie o historycznych planach budowy królestwa Turkiestanu Wschodniego. Nietrudno więc sobie wyobrazić, że wciągnięcie na maszt flagi ze śnieżnym lwem i ośnieżonymi górami przyniosłoby nie kulturowe szczęście, lecz niekończące się konflikty graniczne.

Po drugie, z punktu widzenia Tybetańczyków, Tajwan jest faktycznie niepodległy od co najmniej czterdziestu lat. Początkowo cieszył się na świecie uprzywilejowaną pozycją, zasiadając przez niemal trzy dekady w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Dziś jest bogaty i triumfuje. Tybet z kolei od 1950 roku coraz bardziej uzależniał się ekonomicznie i społecznie od „transfuzji" z Chin właściwych. W latach osiemdziesiątych każdy rok budżetowy w TRA zamykał się deficytem. Wydatki na wszelkie inwestycje społeczne i gospodarcze subsydiowane są przez rząd centralny; dotyczy to wszystkich szczebli i organów administracji, szkół, szpitali, poczt, bezpieczeństwa publicznego, wszelkiego rodzaju świadczeń, transportu, handlu, przemysłu itd. Ponad 90 procent dostępnych na rynku dóbr dostarcza państwo, które sprzedaje je po nominalnych, niskich cenach. Wśród tych towarów są żywność, artykuły pierwszej potrzeby, paliwo i materiały budowlane. Tybet - poza swoją kulturą - jest od długiego czasu całkowicie uzależniony od Pekinu. Można bezpiecznie założyć, że dzień uzyskania niepodległości będzie też dniem natychmiastowego upadku gospodarki lokalnej. Istnieją zapewne potencjalne alternatywy „zewnętrzne", takie jak dolary, funty czy rupie, niemniej, zacytujmy przewodniczącego Mao, „na świecie nie ma nic takiego, jak miłość czy nienawiść bez powodu i przyczyny". Wydając cudze pieniądze, lepiej uważać na powtórkę z bitwy z Brytyjczykami pod Jiangzi (Gjance) w nowej postaci.

Po trzecie, „niepodległość Tajwanu" ma przyczyny ekonomiczne i polityczne. Warunki gospodarcze i administracyjne łatwo zmienić, zwłaszcza we współczesnym, ciągle przekształcającym się świecie. Dziś - niepodległość, jutro - zjednoczenie z kontynentem: nic nie jest wykluczone. Na głębszym poziomie nie ma absolutnie żadnych różnic między kulturami Chin właściwych i Tajwanu. Mimo oddzielenia, wychowani w tej samej tradycji, mający ten sam rodowód etniczny mieszkańcy Tajwanu pozostają Chińczykami. Jeśli więc korzenie „niepodległości Tybetu" tkwią głęboko w kulturze, trudno wyobrazić sobie załatwienie tej sprawy małżeństwem jednej czy dwóch chińskich księżniczek z lokalnymi królami.

Na koniec stwierdzić trzeba, że godność narodowa zależy od rozwoju gospodarczego i społecznego. Jeżeli społeczeństwo pozostaje pod tym względem w tyle, trudno mówić o prawdziwej godności.

Najważniejszą przyczyną słabego rozwoju ekonomicznego Tybetu jest brak umiejętności wykorzystywania dostępnych zasobów i środków. W naszej książce „Poverty of Plenty" przytaczamy na to wiele dowodów. Na przykład, wprowadzenie systemu odpowiedzialności produkcyjnej przyniosło bezprecedensowe zmiany w regionach przybrzeżnych, w Tybecie nie dało jednak oczekiwanych rezultatów. Chłopi i pasterze, głęboko wierzący w nauki buddyjskie, żyją w skrajnej nędzy, którą znoszą bez słowa skargi, wolą jednak wydać wszystkie pieniądze na pielgrzymkę do pałacu Potala i składanie przed nim pokłonów albo przekazać je w ofierze świątyniom. W Tybecie tylko nieliczne rodziny zaliczyć można do grupy „dziesięciu tysięcy yuanów". Pieniądze, które zarabiają ciężką pracą, przeznaczają na ściganie się w odbudowywaniu klasztorów. Większość chłopów i pasterzy znajduje zadowolenie w ubogim życiu i nie wykazuje większego zainteresowania mnożeniem majątku. W rezultacie przeprowadziło się tu wielu wieśniaków z Zhejiangu i zbiło fortuny.

Zmiana poglądów jest potężną dźwignią rozwoju społecznego. Różnorodność i wszechstronność buddyzmu oraz stan, w jakim znalazła się kultura tybetańska, hamowały do tej pory postęp społeczny. Jeśli chcemy ożywić i wzbogacić Tybet, konieczne są reformy religijne. Zadanie to ma wymiar historyczny. Po badaniach, jakie przeprowadziliśmy w 1984 roku, zaproponowaliśmy Tybetańczykom pomoc w przeprowadzeniu takich reform. Oczywiście, to tylko marzenie, niemniej mongolscy jeźdźcy pomogli uczynić ze szkoły Żółtych Czapek wiodącą siłę buddyzmu tybetańskiego. Nikt nie wie, jak i gdzie należy je rozpocząć, skoro jednak historia domaga się zmian, wyliczę trzy warunki niezbędne do ich przeprowadzenia.

Po pierwsze, trzeba sprzyjającego otoczenia. Trzydzieści lat „lewackich" rządów w Tybecie dowiodło, że silna presja jednoczy wyznawców. Ludzie poddawani ogromnym naciskom zmuszeni są do rozpaczliwego chronienia każdej cząstki swojej tradycji bez zastanowienia, co jest „złotem", a co „miałem". Z drugiej strony, kiedy w ostatnich latach rozluźniono politykę wobec religii, szybko ujawniły się odmienne poglądy i interesy różnych klasztorów.

Po drugie, o potrzebie reform muszą zacząć mówić wykwalifikowane kadry. Prowadząc nasze badania, przekonaliśmy się, że chłopi i pasterze są ludźmi łagodnymi i prostodusznymi, wolącymi trzymać się na uboczu, z dala od świata, podczas gdy kadry, kształcone przez rząd w Pekinie lub Czengdu, mają większą świadomość narodową. Często narzekają na zacofanie i ciemnotę, autentycznie motywowani, chcą tchnąć w naród nowego ducha. Na własne oczy widzieli rozwój i postęp, są więc świadomi zacofania. Dotyczy to zapewne również Tybetańczyków, którzy kształcili się za granicą. Bai Nanfeng często rozmawiał o buddyjskich pismach z dostojnikami [dosł.: „wyższymi klasami"] religijnymi i zauważył, że wielu z nich od dawna widzi pewne negatywne aspekty religii. Niektórzy sami doszli do wniosku o konieczności przeprowadzenia reform.

I wreszcie, szukać trzeba przywódcy religijnego o wielkiej mądrości, odwadze i wizji, takiego jak legendarny czternastowieczny reformator Zong Gaba [Congkhapa]. Może ów człowiek będzie piastować najwyższe stanowisko, jak Gorbaczow czy Jelcyn, albo, wzorem Marcina Lutra, pojawi się pośród wiernych. Panczenlama, niestety, umarł młodo, ale nawet gdyby żył, nie cieszyłby się takim autorytetem jak Dalajlama, którego w Tybecie darzą szacunkiem wszyscy. Jako przywódca duchowy, może on dokonać pełnego przewartościowania rodzimej kultury, oddzielając „miał" od „złota" i kładąc w ten sposób duchowe podwaliny pod nowy Tybet. Byłby to czyn zbożny i miłosierny, stanowiący ogromny wkład w historię.

 

 

 

 

 

 

 


 

1 Na konferencji w 1990 roku Wang powiedział: „Mam tylko jedno pragnienie - żeby mój współautor, Bai Nanfeng, był tu ze mną. Niestety, w zeszłym roku aresztowano go w Pekinie. Pracowaliśmy wspólnie przez dziesięć lat i nasza książka jest najlepszym świadectwem całkowitej lojalności Baia wobec Chin i jego entuzjastycznego poparcia dla ich rozwoju. Mam nadzieję, że rząd dostrzeże wreszcie jego patriotyzm i pozwoli mu wrócić do domu".

 

 

Wang Xiaoqiang - chiński uczony, współautor głośnej książki „Poverty of Plenty".

 

Robert Barnett, Shirin Akiner (red.): Resistance and Reform in Tibet, Londyn 1994. Copyright © 1994 by C. Hurst & Co. (Publishers) Ltd.

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)