Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

Szczęście pod lufą

Oser

 

„W Tybecie najgorszym miesiącem jest marzec, tradycyjny sezon skazanych na klęskę protestów przeciwko chińskim rządom - pisze dziennikarz brytyjskiego The Economist. - W tym roku władze okazują szczególną nerwowość, podejmując bezprecedensowe środki zapobiegawcze. Ulice tybetańskiej stolicy, Lhasy, patrolują oddziały w hełmach. Na dachach w pobliżu Dżokhangu, najważniejszego sanktuarium w kraju i świadka większości demonstracji, czają się snajperzy z karabinami".

 

Zgrabnie powiedziane, choć wypadałoby wspomnieć również o wrzaskliwej propagandzie. Od 10 marca na Lingkhorze i głównych stołecznych ulicach mijają się nie tylko wozy pancerne oraz nowiutkie samochody policyjne i wojskowe, których marek nie zdążyliśmy się jeszcze nauczyć, ale też wyjątkowo hałaśliwe pojazdy upstrzone czerwonymi chorągiewkami i pulsującymi głośnikami, oddanymi we władanie umiłowanej przez władze Ceten Dolmie, zawodzącej o „goryczy, co stała się słodyczą po nadejściu partii komunistycznej" albo o „radości wyzwolonych niewolników". Za sprawą tych rewolucyjnych pieśni, znamienia wielu politycznych ruchawek, Lhasa znów oddycha ciężkim, cuchnącym trupami powietrzem rewolucji kulturalnej. Na wietrze łopocą transparenty: „Wojsko i cywile są sobie jak ryby i woda. Hanowie i Tybetańczycy to jedna rodzina". Uszy i oczy bolą tak, że wszystko to trąci farsą.

 

Władze najwyraźniej cierpią na schizofrenię. Z jednej strony czują się zmuszone do zastraszania Tybetańczyków, z drugiej zaś usiłują roztaczać aurę harmonii, radości i rodzinnego szczęścia. Tylko kto im uwierzy? Nieliczni turyści? Dziennikarze zaproszeni na mozolnie wyreżyserowany spektakl? Absurdalność przedstawienia zmienia życie mieszkańców dekoracji w koszmar. Na pierwszy rzut oka mamy tu błękitne niebo, białe chmurki, oślepiające promienie słońca i, jak kocha myśleć o tym świat, wiecznie uśmiechniętych, szczerych, prostodusznych Tybetańczyków. Aby danie miało smak, reżim, który musi nadać swym rządom pozory legalności, pracowicie doprawia ten obrazek sosem bajeczki o starym i nowym społeczeństwie. Ale to wciąż tylko łgarstwa kolonizatora, który najechał cudzą ziemię i rabuje jej skarby. Historia ciągle się powtarza - zmieniają się tylko czas, miejsce i ludzie.

 

W protestach, które w marcu 2008 roku rozlały się z Lhasy do Khamu i Amdo, uczestniczyli przedstawiciele niemal wszystkich warstw społeczeństwa tybetańskiego, co mówi wiele o jego nastrojach. Reakcja władz była równie czytelna. Brutalnym represjom towarzyszyła narzucana pod lufą propaganda „wdzięczności Tybetańczyków". Jasne, kilku sprzedawczyków nagrodzono stanowiskami i workiem pieniędzy, a ich pawi ogon, wyznacznik statusu, kazi naszą krew. I tak mamy na przykład nowego gubernatora, którego mieszkańcy Lhasy nazywają pogardliwie pangkhu, „żebrakiem". Od czasu do czasu szeroko otwiera przekrwione, okrągłe oczy rzeźnika i lży Jego Świątobliwość słowami, których nie wypluliby z siebie nawet kolonizatorzy. Taka nikczemność doprawdy zasługuje na interwencję wyższej instancji - czy to Boga, czy karmy.

 

Nad tak przygotowaną sceną unosi się tylko jedno słowo: „szczęście". Niezaznane nigdy wcześniej, a więc wołające o wdzięczność. Gdyby jednak ludzie faktycznie je odczuwali, nie trzeba by było bez końca zginać im karków kolbami ani zmieniać Lhasy w koszary. Kiedy zapytałam byłego urzędnika, który żyje dziś wygodnie na sutej emeryturze, czy jest szczęśliwy, ten najpierw wyłączył telefon, potem wyjął z niego baterię i wreszcie wykrzyknął: „Jak? Jak żyć normalnie pod lufą karabinu? Wszyscy siedzimy w gigantycznym więzieniu. Człowiek boi się otworzyć usta. W takich warunkach szczęśliwy byłby tylko debil". Inny aparatczyk, ten jeszcze w służbie, wykrztusił natomiast: „Robimy na zmiany, dzień i noc. Kto to wytrzyma? Myślałem, że skończy się 14 marca, ale potem przypomnieli sobie o święcie wyzwolenia niewolników. Będę zapierdalał przynajmniej do końca miesiąca. Szczęście? Chyba zwariowałaś".

 

 

 

Lhasa, 25 marca 2010

 

 

 

 

Żebrak" - to mianowany w styczniu 2010 roku nowy wicesekretarz partii i gubernator Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, Pema Thinle (chiń. Baima Chilin, Pelma Chiley), były oficer Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, który został obsadzony w roli rzecznika brutalnej pacyfikacji tybetańskich protestów w 2008 roku. Ceten Dolma jest jedną z bohaterek filmu „Tybet w pieśni".

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)