Teksty. Z perspektywy Chińczyków

wersja do druku

Share

Niepodległość Xinjiangu

Wang Dahao

 

Rankiem szóstego lipca przerażonych, rozhisteryzowanych mieszkańców Xinjiangu odcięto od internetu. Jakby zapomniał o nich świat.

 

Wielu śniło się, że za kilka dni, może miesięcy, wrócą do sieci. Xinjiang stał się jedynym miejscem na naszej planecie, w którym internet istnieje, lecz od tak dawna nie ma do niego dostępu. Początkowo ludzi interesowały przede wszystkim ofiary zamieszek, z czasem jednak ich myśli skupiły się na innej kwestii: kiedy otworzy się przed nimi sieć?

 

Kiedy? Pytali właściciele kawiarenek internetowych, pracownicy sklepów on-line, uczniowie, a nawet maluchy, dla których dziecięce komunikatory są równie ważne jak dorosłe dla przedsiębiorców, pozbawionych nagle kontaktu z zagranicznymi kontrahentami.

 

Często zadawano to pytanie i mnie.

 

A więc odpowiadam: nigdy.

 

Jakże to? - nie chcą mi wierzyć.

 

Moje rozumowanie jest proste. Minął wrzesień, przyjdzie Nowy Rok, wiosenne święto, majowy Dzień Pracy, październikowe urodziny państwa - cykl trwa wiecznie, a wraz z nim poręczne wytłumaczenia.

 

I tak Xinjiang - wolny od świata - uzyskał wirtualną niepodległość.

 

Władze wyłożyły jasno przyczyny lipcowego incydentu: trzy osoby zmobilizowały trzydzieści tysięcy przy pomocy internetu. Tragiczne skutki dowodzą, że sieć może doprowadzić do potężnych zniszczeń za śmiesznie niską cenę. Jak rząd mógłby pozostawić takie narzędzie w rękach terrorystów? Poznał już smak odcięcia internetu, jakże miałby więc wrócić do jego prozaicznego cenzurowania?

 

Władza jest z natury konserwatywna i najmilsze są jej metody skrajnie zachowawcze. Choćby takie, jak odcięcie Xinjiangu od świata.

 

Spyta ktoś zaraz, jak się dostałem do sieci. Wydałem kilka tysięcy i przejechałem się do Shenzhenu, żeby zajrzeć do kawiarenki internetowej.

 

Mieszkańcy Chin właściwych - nie macie nawet pojęcia, jak zazdroszczą wam w Xinjiangu. Tamtejsi obywatele sieci zrozumieli w pełni, jaką radość daje korzystanie z sieci, wyparowując z niej pewnego lipcowego poranka.

 

(W Shenzhenie uprzytomniłem sobie, jak mało jest do poczytania. To, co mnie interesowało, ku memu gorzkiemu rozczarowaniu dawno usunięto. Piątego lipca usiadłem do komputera i zacząłem pisać na blogu relację z zamieszek. Wyszło jakieś sto tysięcy znaków. Nie ostał się ani jeden.)

 

 

24 października 2009

 

 

Autor jest chińskim dziennikarzem i blogerem, mieszka w Xinjiangu.


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)