Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

Zwołajcie konferencję prasową po Juszu

***

 

Po pierwsze, jestem wściekły, rozgoryczony, zdezorientowany. Jakim cudem Centrum Sejsmologiczne prowincji Qinghai nie przewidziało tego trzęsienia ziemi? I dlaczego żaden urzędas nie dał jeszcze głosu? Czyżby nie było tam takiego urzędu? Nie, musi być, tylko czym się zajmuje? Skoro jest tak wielki i ma tyle wydatków, może zatrudnia samych debili? Jeżeli są bezużyteczni, chyba lepiej go zamknąć. Mam nawet propozycję: warto zastąpić tych ludzi personelem bardziej wrażliwym, za to pozbawionym świadomości politycznej. Niech robią tam wąż, szczur, żaba i dwa kruki. Wąż będzie sekretarzem, żaba dyrektorem, szczur inżynierem, jeden kruk kierownikiem biura, drugi - rzecznikiem prasowym. Jak tylko przejmą placówkę, ręczę własnym gardłem, choć nie są wiernymi członkami partii, wykażą się znacznie większą zdolnością przewidywania trzęsień niż obecni towarzysze. A jeśli jakiś obywatel sieci, kuszony perspektywą kolejnych pięćdziesięciu groszy, zechce mi tu bredzić, iż trzęsienia są nieprzewidywalne - ostrzegam, wielki Zhang Heng (78-139 n.e.), który wynalazł sejsmograf w czasach dynastii Han, wyjdzie z grobu i da mu po pysku za kpienie z przodków. Tybetańska astrologia pozwala przestrzec przed każdym trzęsieniem ziemi, ale widać w Qinghai nie jest dziś z nią najlepiej. Swoją drogą, gdyby podobne kataklizmy rzeczywiście przychodziły niezapowiedziane i należały do klasy zjawisk metafizycznych, po cholerę otwieracie takie biura, wypełniacie je aparatczykami i wywalacie na to mnóstwo pieniędzy? Żeby ludzie oddawali wam swoje życie, domy i cały dorobek? Żeby po przyjściu na ten padół nie wiedzieli nawet, jak umarli? A może szło wam o strzeżenie „stabilizacji" w obliczu tragedii i zapobieganie „pogłoskom"? I teraz możecie spokojnie „propagować wiedzę" o trzęsieniach oraz prowadzić ich skrupulatną buchalterię.

 

Po drugie, jeśli faktycznie brakuje wam rozumu albo środków, żeby przewidzieć katastrofę, czym u diabła zajmowaliście się po pierwszym, słabszym wstrząsie o sile 4,7 stopnia, który przyszedł o 5:39 rano? Logika podpowiada, że po fakcie powinno wiedzieć o tym i centrum krajowe, i biura lokalne. Chciałoby się wierzyć, że dyżuruje w nich dwadzieścia cztery godziny na dobę choćby jeden człowiek. Nawet posadzony przed monitorem analfabeta zakwiczałby rozpaczliwie o nieszczęsnej 5:39. Skoro ostrzeżenie przyszło wcześniej, czemu nikt nie bił na alarm? Znów poszło o strzeżenie „harmonii" i „stabilizacji"? To dlatego nie ostrzegliście ludzi? A może chcieliście pokazać, że Tybetańczycy i Chińczycy to jedna rodzina, a wojsko i cywile są nierozdzielni jak ryby i woda? Nie zakłócać przygotowań do wystawy światowej w Szanghaju? Innego cholerstwa? Podpowiem za darmo, stać mnie: jeśli wiedzieli, lecz nie bili na alarm, jeżeli podejrzewali, ale nie ostrzegli, muszą być debilami albo mieć w dupie swoje obowiązki. Nieprawdaż, drodzy towarzysze? Odpowiedzcie, proszę - jakże to tak milczeć? Wszyscy zginęliście w trzęsieniu?

 

Po trzecie, w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku przeszła fala trzęsień, była też tragedia przed dwoma laty. Nie dało się wyciągnąć wniosków z tych gorzkich lekcji i pomyśleć o mechanizmie wczesnego ostrzegania w prefekturze Juszu? Macie gdzieś jakiegoś satelitę? Czy po 5:39 wszyscy lokalni przywódcy wciąż smacznie spali? Dlaczego tak brakowało leków i narzędzi?Nie macie żadnych zapasów na wypadek nieszczęścia? Nawet za czasów Mao powtarzano, że to dla dobra ludu jesteśmy przygotowani do wojny i katastrof naturalnych.

 

Po czwarte, jak to się stało, że nikt w Juszu nie zwrócił uwagi na zagładę szkół i akademików w Sichuanie? Nie wiedzieli, że są w tej samej strefie sejsmicznej? Nie mogli sprawdzić i poprawić stanu szkół? Pal licho sejsmologów, co z innymi urzędnikami? Oni też niczego się nie uczą? Jak to jest, że w całej prefekturze ludzie mieszkają w domach kruchych jak skorupka jajka? Jeśli wzniesiono je prywatnie, gdzie był nadzór, fachowa rada? Jak to jest, że przy skali 7,1 budynki rządowe znów okazały się bezpieczniejsze i trwalsze od mieszkalnych? Przed oczami stoi mi obraz pochylonego słupa, za którym rozpościera się morze ruin domów. Był niemal śmieszny. I nie próbujcie mi mówić, że te budynki zbudowano dawno. Te, do których przesiedliliście właśnie koczowników i chłopów wyglądają dokładnie tak samo. Naprawdę nie chce się wam na siebie zwymiotować?

 

Po piąte, jasne, jak zwykle macie daleko i pod górkę, ale tu warunki są lepsze niż przed dwoma laty w Wenchuanie. Słyszeliście kiedyś o samolotach, zrzutach?

 

Po szóste, z ciekawości, czy z Juszu wyparowały wszystkie zwierzęta, których nietypowe zachowanie mogłoby stanowić dla ludzi lepsze ostrzeżenie niż dokonania waszych uczonych? Czyżby Tybetańczycy zdążyli już wam sprzedać swoje wszystkie mastify?

 

Nie zadam dziś więcej pytań, ale będę wam patrzył na ręce. Z całego serca dziękuję braciom i siostrom wszystkich nacji, którzy niosą pomoc nie bacząc na chorobę wysokościową.

 

 

 

16 kwietnia 2010

 

 

 

 

Chińskojęzyczny wpis z tybetańskiego bloga, podpisany pseudonimem „Zaginiona klątwa". Do drugiego, katastrofalnego wstrząsu o sile 7,1 stopnia w skali Richtera doszło kilka godzin po pierwszym. Według oficjalnych źródeł liczba ofiar trzęsienia ziemi w Juszu (chiń. Yushu) wzrosła do ponad tysiąca siedmiuset. Tybetańczycy modlą się o przyjazd Dalajlamy, oskarżają władze o indolencję, dyskryminację i utrudnianie mnichom, którzy tysiącami ruszyli na ratunek poszkodowanym, niesienia pomocy ofiarom. Miejsce katastrofy odwiedzili premier Wen Jiabao i prezydent Hu Jintao, który skrócił wizytę w Ameryce Południowej. Tybetańskie mastify stały się oznakami statusu nowobogackich Hanów, płacących za nie miliony yuanów.

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)