Teksty. Z perspektywy Chińczyków

wersja do druku

Share

Nowe oblicze dyktatury w Chinach

Liu Xiaobo

 

Choć Mao nie żyje od lat, Komunistyczna Partia Chin pozostaje dyktatorem, tyle że już nie fanatycznym, a racjonalnym i coraz staranniej kalkulującym swoje interesy. Po masakrze czwartego czerwca nic nie mogło powstrzymać gwałtownego krachu ideologicznego. Stawianie ponad wszystko zysku, powszechna korupcja i nierówności społeczne będące skutkiem kulawych reform zaostrzyły ten kryzys do tego stopnia, że serc i umysłów ludzi nie zjednuje nawet wywijanie sztandarem nachalnego nacjonalizmu. Jedynym sposobem utrzymania się przy władzy KPCh jest szybki wzrost gospodarczy i przekupstwo. Zdegenerowana imperialna tradycja autokratyczna, dekadencki kult pieniądza oraz dogorywająca komunistyczna dyktatura wydały najgorszą postać drapieżnego kapitalizmu, a mętny styl rządzenia i zasada skrajnego oportunizmu ukształtowały nowe, zamazane oblicze partii.

 

Propagandę przeznaczoną do konsumpcji wewnętrznej charakteryzują tak bombastyczna indoktrynacja, jak i spokojna perswazja: sporadyczne kampanie i codzienne kazania, masówki promujące nowe wzory i akademie ku ich czci, zaklęcia o dobrobycie, rozrywka dla mas, miraż zysku - płynące z pompą z samego centrum i sączące się do popkultury. Wymuszona amnezja i obiecująca przyjemność niepamięć. Niemniej reżim doskonale zdaje sobie sprawę, że w Chinach, w których z dnia na dzień rośnie świadomość indywidualnych interesów i praw obywatelskich, fałszywe jest wszystko poza pieniądzem. Po czwartym czerwca partia skupiła się więc na kupowaniu największych miast i różnych elit, będących kluczem do utrzymania stabilnej władzy. Choć ciągle żąda od swych poddanych lojalności, robi to znacznie dyskretniej i pragmatyczniej niż maoistowski totalitaryzm. Reżim wie, że skoro nie może liczyć na szczere poparcie i słowa pochwały, lepiej obniżyć poprzeczkę wymagań - do poziomu poniżej ludzkiej godności, oczekując jedynie cynizmu. Sprowadza się to do premiowania tego, co w naturze ludzkiej najgorsze: kłamstwa, które jest gwałtem na sumieniu.

 

Reżim zwalcza opozycję polityczną na wiele sposobów: szpiclami, podsłuchami, więzieniem, przymusem, przekupstwem, złym prawem, własną bezkarnością, bandycką przemocą, brutalnością, potajemnymi czystkami czy apelami do ludzkich uczuć (funkcjonariusze nieodmiennie zaczynają rozmowy z dysydentami tonem „zapoznawczym"). Nawet policjanci nie próbują już udawać, że kierują nimi wyższe pobudki lub idee, tylko logika „żelaznej miski ryżu", czyli zachowania etatu.

 

Ponieważ na każdym kroku kłują w oczy fortuny niewiadomego pochodzenia, partia przyjmuje kolejne ustawy i przepisy, mające świadczyć o szczerości w zwalczaniu korupcji i poszanowaniu rządów prawa, jednocześnie patrzy jednak przez palce na prawa tego łamanie lub nadużywanie.

 

Kiedy reżim rozprawia się ze znanymi dysydentami, robi wszystko, by nie kreować bohaterów i cieszących się poparciem światowej opinii publicznej autorytetów moralnych. Nauczył się, że zmuszając ich do opuszczenia kraju zabija dwa ptaki jednym kamieniem: po pierwsze, poprawia wizerunek za granicą, po drugie, pozbywa się politycznych oponentów i dyskredytuje ich w oczach Chińczyków, odbierając siłom opozycyjnym zdolność jednoczenia i mobilizowania społeczeństwa. Z wyjątkiem szalonych decyzji podejmowanych w niezwykłych okolicznościach lub powodowanych strachem przed potężnymi wrogami, reżim coraz bardziej stroni od otwartych ruchów politycznych, sięgając po ukradkowe, zawiłe, często niemal niezauważalne metody zwalczania przeciwników politycznych. Posuwa się do każdej podłości, by zdusić w zarodku jakiekolwiek zagrożenie, i minimalizuje koszty, blokując przepływ informacji. Wielu słynnych dysydentów chińskich znajduje się w paradoksalnej sytuacji krzewu, który rozkwita za płotem sąsiada: cieszą się ogromną sympatią i szacunkiem na arenie międzynarodowej, ale w domu są znani tylko garstce podobnych sobie.

 

Komunistyczna Partia Chin nie darzy też pełnym zaufaniem klas społecznych, które związały z nią swoje losy, przede wszystkim urzędników państwowych i biznesmenów. Chroni ich oraz rozpieszcza, ale przy tym bacznie śledzi i kontroluje. Reżim celowo utrzymuje mętną i elastyczną szarą strefę. Mówi o rządach prawa, lecz w istocie to nim rządzą ludzie. Zachęca wpływowych aparatczyków i przedstawicieli elity do bogacenia się, lecz jednocześnie piętnuje ich grzechem pierworodnym: każdy urzędnik nadużywa władzy dla własnych korzyści, każdy biznesmen daje łapówki i unika płacenia podatków, każdy intelektualista zabiega o przychylność wysoko postawionych i wpływowych. W ten sposób każdy grosz zarobiony przez bogaczy staje się brudny, a dyktator ma w kieszeni dowód, pozwalający mu utrącić każdego w każdej chwili. Wczoraj chodzili z tobą na dziewczynki i mówili ci „bracie", dziś wręczają nakaz aresztowania. Budzisz się jako wzorowy, wart setki milionów przedsiębiorca, który przecina wstęgi z członkami rządu, a zasypiasz jako pogardzany przez wszystkich biedak i przestępca gospodarczy. W zeszłym roku gwiazda, w tym opluwany przez społeczeństwo bandzior. Wygłaszasz płomienne przemówienie o teorii „trzech reprezentacji", a za chwilę pukają do ciebie panowie z Centralnej Komisji Dyscypliny.

 

Po epoce Mao reżim stracił serce do czarno-białych ideologii, lecz jeszcze bardziej nie lubi niezbędnych we współczesnym świecie jasnych ograniczeń władzy. Nie chce żadnych dysput, tylko prawnego mroku i samowoli w stosowaniu prawa. Z perspektywy najwyższych przywódców są one bezcennym orężem w zajadłej walce o władzę oraz batem na urzędników i bogaczy, którym można wymusić posłuszeństwo, a przynajmniej wybić z głowy myśl o rzuceniu wyzwania rządzącym. Dla aparatczyków egzekwujących prawo owa szara strefa jest z kolei idealnym środowiskiem do nielegalnego zbijania fortun. Te same metody kontroli stosuje się wobec byłych dysydentów, którzy weszli w biznes. Mają ich w ręku, oddalając groźbę budowania opozycyjnego społeczeństwa obywatelskiego.

 

Niemniej właśnie te pragmatyczne, elastyczne, zrodzone z czystego oportunizmu metody kontroli jak najgorzej wróżą samej dyktaturze. System ma zatrzęsienie wad, kwestionujących legitymację coraz mniej skutecznego reżimu do sprawowania władzy. Rządzący i rządzeni podjęli chytrą współpracę w imię li tylko mnożenia zysku. Lojalność kupiona obietnicą dostatniego życia ma duszę przeżartą do cna. Skoro niepodzielnie króluje pieniądz, niemal każdy urzędnik jest skorumpowany, grosz - brudny, słowo - nieszczere. Wszystkie sztuczki KPCh służą jedynie utrzymaniu dyktatury, ale nie da się wiecznie podpierać gmachu, na którym widać niezliczone rysy.

 

 

 

2006

 

 

Liu Xiaobo jest jednym z najbardziej znanych chińskich dysydentów. Spędził dwa lata w więzieniu za udział w studenckich protestach na Tiananmen; w 1996 roku skazano go na trzy lata reedukacji przez pracę między innymi za napisanie petycji w obronie Tybetańczyków. W Boże Narodzenie w 2009 roku został skazany na jedenaście lat więzienia za udział w pracach nad Kartą 08 - publicznym apelem o reformy polityczne, rządy prawa i demokratyzację - oraz opublikowanie w internecie, który nazywa „Bożym darem dla Chin", sześciu esejów. „Nowe oblicze" jest jednym z nich; 8 października 2010 otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)