Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

Oświadczenie [w sprawie medialnych „kontrowersji”]

XVII Karmapa Ugjen Trinle Dordże

 

W ostatnim czasie media poświęcały wiele uwagi Karmapie - osobie i instytucji. Nie odpowiadałem, ponieważ nie chciałem niepotrzebnie podsycać publicznych polemik w kluczowym momencie dochodzenia.

 

Nadszedł jednak czas, by powiedzieć o kilku zasadniczych sprawach tym, którzy wciąż mogą żywić jakieś wątpliwości. Pozwólcie, że na początek stwierdzę z całą stanowczością:

 

Po pierwsze, nie jestem w Indiach chińskim szpiegiem, agentem ani szpiclem.

 

Po drugie, jestem ogromnie wdzięczny za udzielenie mi azylu w tym wielkim kraju oraz za dobroć i gościnność okazywane mi odkąd się tu znalazłem. Nieodmiennie wzruszają mnie ciepłe uczucia, jakich doświadczam od obywateli tego państwa. Indie są dziś moim domem i nigdy nie zrobię niczego, co mogłoby godzić w interesy tego kraju i jego narodu.

 

Po trzecie, Jego Świątobliwość Dalajlama jest moim duchowym i politycznym przywódcą, a przyświeca mi dobro narodu tybetańskiego.

 

Z medialnych spekulacji wynika, że niektórzy nadal są ciekawi, dlaczego opuściłem Tybet w grudniu 1999 roku. Mówiłem o tym w wielu wywiadach i powtórzę teraz, że moja duchowa edukacja jako XVII Karmapy nie byłaby pełna, gdybym tam został. Musiałem otrzymać ustne nauki Linii Karmapów, które wywodzą się z Indii i są przekazywane nieprzerwanie od czasów Pana Buddy. Tradycja ta zrodziła się w Nalandzie, której wielki uczony, Naropa otrzymał przekazy od Mahasiddhy Tilopy. Naropa udzielił ich Tybetańczykowi Marpie, ten zaś swemu uczniowi Milarepie, a on Gampopie, od którego trafiły do Dysum Khjenpy, pierwszego Karmapy.

 

Linia Karmapów ma więc korzenie w Indiach, w których znalazł schronienie także mój wielki poprzednik Jego Świątobliwość XVI Karmapa i wzniósł w Sikkimie klasztor Rumtek. Wszyscy guru naszej szkoły przebywali w Indiach, a rząd Chin nie pozwalał im na odwiedzanie mnie w Tybecie. Bez ich duchowego przewodnictwa nie mógłbym spełnić wielkich oczekiwań związanych z moim tytułem. Jestem też przekonany, że gdybym pozostał w Tybecie zmuszano by mnie do lżenia Jego Świątobliwości Dalajlamy.

 

Tybet pozostaje pod chińskimi, komunistycznymi, totalitarnymi rządami. W przeciwieństwie do demokratycznych Indii nie ma tam mowy o wolności religii. Wielu Tybetańczyków, w tym niezrównani przywódcy różnych szkół buddyzmu tybetańskiego, musiało szukać schronienia w Indiach po wybuchu rewolucji kulturalnej. Do tej pory docierają do nas przygnębiające doniesienia, jak choćby te o niepokojach w klasztorze Kirti, w tybetańskiej Ngabie, w prowincji Sichuan. Śmierć młodego mnicha imieniem Phuncog, który podpalił się tam 16 marca, jest świadectwem ukrytych napięć, wyrastających z dekad chorej polityki Chin wobec tybetańskich pretensji i żalów.

 

Z raportów wiemy o oblężeniu Kirti, zatrzymaniu ponad trzystu mnichów i pobiciu na śmierć przez policję dwojga starszych osób - wszystko to potęguje lęk, że jeśli władze nie zrezygnują ze stosowania siły, sytuacja może całkowicie wymknąć się spod kontroli, niosąc śmierć setkom bezbronnych i niewinnych Tybetańczyków. Jak rozumiem, w klasztorze odciętym od świata przez służby bezpieczeństwa wciąż przebywa około dwóch tysięcy dwustu mnichów; nie wiemy, co się z nimi dzieje, ponieważ 21 kwietnia Ngaba i Kardze zostały oficjalnie zamknięte dla wszystkich, którzy nie są tam zameldowani.

 

Częste pokojowe protesty Tybetańczyków są wołaniem złamanych i zranionych o kulturową tożsamość, swobody religijne i prawa człowieka. Klasztor Kirti jest niezwykle ważny, stanowi część historii regionu, dołączam więc do apeli o pokojowe rozwiązanie kryzysu w Ngabie, jakie wystosowali do centralnego rządu Chin oraz społeczności międzynarodowej Jego Świątobliwość Dalajlama i Jego Eminencja Kjabdzie Kirti Rinpocze.

 

Tybet był niepodległym krajem od najdawniejszych czasów. Utrzymywał bliskie religijne, kulturowe i handlowe stosunki z Indiami. Wspólna granica była otwarta i spokojna, umożliwiając przepływ nie tylko towarów i ludzi, ale także myśli, jaka nie ma sobie równych w dziejach ludzkości. Hinduiści i dźiniści pielgrzymowali na górę Kailaś i nad brzegi jeziora Mansarowar. Dla Tybetańczyków Indie były świętą ojczyzną Pana Buddy i każdy z nich marzył o odbyciu pielgrzymki do Bodh Gai. Stąd przecież trafił do nas buddyzm, a za nim lwia część naszego języka i wzorowane na indyjskim pismo. Oddajemy cześć indyjskim świętym i mędrcom, takim jak Siantarakszita, Padmasambhawa, Atisia i wielu innym, którzy odwiedzali nasz kraj. Uczeni i adepci ze słynnych wszechnic wiedzy, Nalandy czy Wikramasili byli inspiracją wielu szkół tybetańskiej wiary.

 

Dziś Indie są nam drugim domem. Nasza kultura i religia rozkwitają tu w atmosferze wolności i życzliwości. Tu znalazł azyl Jego Świątobliwość Dalajlama oraz przywódcy wielu szkół buddyjskich, których klasztory stoją już w całym kraju. Indie dobrze służą naszemu buddyzmowi, kulturze i tożsamości.

 

Mam pełną świadomość tego, że Indie nie tylko ocaliły od zagłady nas i nasz sposób na życie, ale też pozwoliły nam czerpać natchnienie z tego świętego kraju Buddy oraz ponieść jego nauki w najdalsze strony świata, gdzie wcześniej ich nie znano. Modlę się, by nauki Pana Buddy oraz filozofia niestosowania przemocy Mahatmy Gandhiego stały się razem źródłem pokoju i szczęścia na całym świecie.

 

 

 

New Delhi, 2 maja 2011

 

 


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)