Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

wersja do druku

Share

Negocjacje chińsko-tybetańskie po 1959 roku

Cering Łangjal

Z reguły przyjmuje się, że negocjacje między tybetańskim rządem emigracyjnym a rządem Chińskiej Republiki Ludowej rozpoczęły się pod koniec lat siedemdziesiątych. Potwierdza to tak zwana „dyplomacja delegacyjna" - czyli trzy oficjalne misje, które wysłano z Dharamsali do Tybetu w latach 1979-80.

Wiele jednak wskazuje, że obie strony były w kontakcie - może nie bezpośrednio, ale przez ludzi takich jak Gjalo Thondup, starszy brat Dalajlamy - już na początku tamtej dekady. W 1972 roku w Lhasie zaczęły krążyć plotki, że Jego Świątobliwość wróci wkrótce z wygnania. Wielu uchodźców, uciekających w tym okresie do Indii, informowało, że władze chińskie upominały mieszkańców, by zachowywali się przyzwoicie i nie dawali ponieść emocjom w razie powrotu Dalajlamy. W czerwcu tego roku wydano polecenie odnowienia Cuglakhangu (Dżokhang) i proklamowano „Cztery Wielkie Wolności"1. Wcześniej, w maju, przez zachodni Tybet przejechała potężna chińska delegacja, która, wieś po wsi, instruowała ludzi, jak mają zachowywać się w chwili powrotu Dalajlamy. Zapowiadano, że „może dojść do tego już wkrótce".

Choć Dharamsala nie wspominała wówczas o żadnych negocjacjach z Pekinem, trudno uwierzyć, by Chińczycy odegrali cały ten spektakl bez żadnego sygnału od rządu emigracyjnego. Podobne sytuacje, do jakich dochodziło w następnych latach, pozwalają sądzić, że Gjalo Thondup - z własnej inicjatywy lub za zgodą Dharamsali - rozpoczął wstępne rozmowy z Chińczykami, którzy uznali to za oznakę gotowości Dalajlamy do powrotu z wygnania. Tak czy owak do wizyty nie doszło.

 

Początki „dyplomacji delegacyjnej"

 

Dharamsala nadal zaprzeczała, że prowadzi jakiekolwiek negocjacje z Pekinem. Nie ulega jednak wątpliwości, że pod koniec lat siedemdziesiątych obie strony chciały wyjść z impasu. Dalajlama zaczął mówić o wadze, jaką przywiązuje do zezwolenia uchodźcom na odwiedzanie krewnych w Tybecie, aby mogli na własne oczy przekonać się o panujących tam warunkach. Powiedział też, że Tybetańczycy z Tybetu powinni móc odwiedzać bliskich na wychodźstwie i zobaczyć, jak żyją2. W tym okresie Chińczycy w ogóle o tym nie wspominali. Dopiero w 1988 roku Lodi Gjari, ówczesny minister spraw zagranicznych tybetańskiego rządu emigracyjnego, przyznał w wywiadzie dla francuskiej gazety, że Pekin złożył taką propozycję za pośrednictwem Gjalo Thondupa w 1978 roku3.

I tak w październiku 1978 roku grupa piętnastu tybetańskich uchodźców, w tym trzech członków rządu, wystąpiły o wizy do Tybetu w chińskiej ambasadzie w Delhi. 4 grudnia przyszła odpowiedź, że wizy zostaną przyznane. Rozpoczęto więc przygotowania do wyjazdu, ale w ostatniej chwili, 19 maja 1979 roku, Pekin oświadczył, że goście muszą posiadać chińskie dokumenty podróży, wedle których będą „zamorskimi Chińczykami", oraz płacić w amerykańskich dolarach lub funtach szterlingach, a nie indyjskich rupiach.

Tybetańczycy, co nie mogło być żadnym zaskoczeniem, warunki te odrzucili. Strona chińska najwyraźniej nie chciała spotkania. W tym samym czasie Dalajlama przyjął zaproszenie do złożenia wizyty w Związku Radzieckim i tu można szukać przyczyn tej decyzji4. Postawienie warunków nie do przyjęcia mogło być wyłącznie wyrazem dezaprobaty dla Dalajlamy, gdyż jednocześnie Chińczycy przyznali wizę Cultrimowi Tersejowi, Tybetańczykowi ze Szwajcarii.

Wtedy też Dalajlama powiedział w wywiadzie dla telewizji BBC, że Deng Xiaoping, ówczesny wicepremier, zaprosił go do złożenia wizyty w Tybecie. Zaproszenie nie zostanie przyjęte, wyjaśnił, dopóki nie upewni się, że sześciu milionom Tybetańczyków żyje się dobrze pod chińskimi rządami.

Chińczycy chcieli zapewne przekonać Dalajlamę, że sytuacja w Tybecie jest dobra, gdy zaproponowali mu wysłanie delegacji, która przekona się o tym na własne oczy. W sierpniu 1979 roku z Dharamsali wyjechała pierwsza misja - przez Hongkong i Pekin, bez żadnych wiz. Gospodarze musieli być pewni, że warunki w Tybecie zrobią na delegatach pozytywne wrażenie, gdyż zaprosili do Lhasy również czterdziestu czterech zagranicznych dziennikarzy z Pekinu. Tybetański rząd emigracyjny starał się jednak jak najdłużej nie informować o wizycie swoich poddanych. Delegaci opuścili Delhi 2 sierpnia, ale tybetański parlament na wychodźstwie, teoretycznie najwyższy organ decyzyjny, został o tym powiadomiony dopiero 1 sierpnia.

Wśród dziennikarzy, którzy pojechali do Lhasy, byli Audrey i Seymour Topping z New York Timesa. Seymour Topping napisał długi reportaż, potwierdzający chińskie legendy o dostatku i szczęściu w Tybecie5. Dharamsala nie odpowiedziała. Nawet po powrocie wysłanników, których przeżycia potwierdzały wcześniejsze relacje uchodźców, rząd emigracyjny nie opublikował pełnego raportu. W Biuletynie Tybetańskim, jego oficjalnym organie, ukazała się natomiast notka, w której dziękowano władzom ChRL za udzielenie zgody na wizytę i zapewnienie delegatom transportu.

 

Komplikacje

 

W czerwcu 1980 roku Dharamsala wysłała do Tybetu drugą misję. Trzecia ruszyła w drogę, co prawda do innego regionu kraju, jeszcze podczas pobytu poprzedników. Chińczycy najwyraźniej nadal byli pewni, że wszystko ułoży się po ich myśli, i zaprosili do miasta kolejną grupę dziennikarzy. Przeżyli jednak głęboki szok, gdy mieszkańcy Lhasy zgotowali delegatom entuzjastyczne powitanie przed Dżokhangiem. Wznoszono hasła niepodległościowe i modlono się o długie życie Dalajlamy. Władze były tak wzburzone, że wizytę skrócono o sześć dni.

Ponieważ trzecia delegacja była już w kraju, zezwolono jej na kontynuowanie programu. Odwołano jednak czwartą wizytę, którą planowano na lato 1981 roku. Pekin wyjaśnił to, mówiąc, że od czasu pobytu ostatniej misji nie zaszły żadne poważne zmiany. Tybetańczycy uważali jednak, że przyczyną były doświadczenia z drugą delegacją.

 

Rozmowy w Pekinie

 

Wydaje się, że Dharamsala uznała, iż dzięki delegacjom dowiedziała się już wszystkiego, co chciała wiedzieć, i że należy przystąpić do wstępnych rozmów z władzami chińskimi. Do takiej konkluzji skłania mnie wydarzenie, którego byłem przypadkowym świadkiem. W marcu 1982 roku widziałem, jak urzędnicy rządowi wertują różne książki, próbując zrozumieć różnicę między skrótami „SSR" i „FSSR". Pisałem akurat artykuł dla Przeglądu Tybetańskiego, w którym stawiałem tezę, że Chińczycy mogą zaproponować Tybetowi coś na kształt sowieckiej federacji. Dochodzę dziś do wniosku, że strona tybetańska mogła zastanawiać się nad takim rozwiązaniem, gdyż słowa „federacja" i „związek" pojawiły się sześć lat później w kontrowersyjnej Propozycji Strasburskiej.

Miesiąc później delegacja najważniejszych ministrów rządu emigracyjnego pojechała do Chin, by „kontynuować kontakty z Pekinem nawiązane w 1979 roku"6. Dharamsala oświadczyła, że delegaci mają prowadzić „rozmowy wstępne", a nie negocjacje. 29 kwietnia Chińczycy powiedzieli jednak dziennikarzom japońskiego Economic Times, że pozwolili Dalajlamie otworzyć biuro w Pekinie. Strona tybetańska oświadczyła natychmiast, że nigdy nie składała takiej prośby.

Delegaci wrócili do Dharamsali w czerwcu. Znów nie było oficjalnych oświadczeń poza wzmianką o „pożyteczności" wizyty. Jak zwykle jednak ustalenia dotyczące poufności najwyraźniej nie wiązały strony chińskiej. Pekin powiedział dziennikarzom, że misja przywiozła do Chin prośbę Dalajlamy o przyznanie Tybetowi statusu podobnego do tego, jaki proponowano Tajwanowi. Poinformowano również, że została ona odrzucona7. Tybetańczycy poczuli się zmuszeni do przedstawienia własnej wersji. Ich zdaniem przesłanie Dharamsali dla Pekinu brzmiało: „Jeżeli jesteście gotowi dać tak wiele Tajwanowi, w przypadku Tybetu musicie przygotować się na znacznie więcej".

Stosunki dwustronne uległy wówczas ochłodzeniu. Wydaje się, że przez dwa lata obie strony nie wykonały żadnego ruchu8. Po wizycie, i w mediach, i wśród Tybetańczyków zaczęły krążyć pogłoski, że Dalajlama odwiedzi Tybet w 1985 roku. Chińczycy wydali nawet pięciopunktowe oświadczenie, określające warunki jego powrotu; stanowiło ono, że będzie mógł odwiedzać Tybet, lecz nie zostanie tam na stałe ani nie zajmie żadnego „lokalnego stanowiska", otrzyma natomiast „urząd państwowy" w Pekinie. Spekulacje ustały dopiero po jasnym oświadczeniu Dharamsali z 16 grudnia 1983, że Dalajlama nie złoży wizyty w Tybecie w 1985 roku.

 

Druga delegacja w Pekinie

 

W okresie tym musiały toczyć się jednak potajemne rozmowy, gdyż w 1984 roku wysłano do Pekinu drugą delegację. Była ona w Chinach od września do listopada. Po jej powrocie Dharamsala wystosowała pierwsze oficjalne oświadczenie. Mówiło ono, że obie misje prosiły Chiny o uznanie historycznego statusu Tybetu, jego prawa do samostanowienia i zjednoczenia trzech tradycyjnych prowincji, potrzeby równych relacji z Chinami oraz przeobrażenia Tybetu w strefę pokoju9. Chińczycy, oczywiście, propozycji tych nie przyjęli. Nadal jednak utrzymywano kontakty i wysłano czwartą misję do Tybetu. Ta odwiedziła tylko tybetańskie regiony prowincji Gansu i Qinghai. Chińczycy sprzeciwili się wizycie w tak zwanym Tybetańskim Regionie Autonomicznym, gdyż przygotowywał się on właśnie do uroczystych obchodów swego dwudziestopięciolecia. Delegaci byli w Tybecie od lipca do września 1985 roku. Po powrocie wysłannicy informowali, że władze chińskie skonfiskowały im tysiące zdjęć Dalajlamy i że mieszkańców odwiedzanych regionów nie poinformowano o przybyciu delegacji.

 

Pogorszenie stosunków

 

Tymczasem, prawdopodobnie w związku z oświadczeniem tybetańskiego rządu emigracyjnego, premier ChRL Zhao Ziyang powiedział 9 czerwca 1985 w Londynie, że o przyszłości Tybetu można mówić wyłącznie „w ramach granic Chin"10. Nic nie wskazuje na to, by stanowiska obu stron uległy później jakiemukolwiek zbliżeniu. Ciągle dochodziło natomiast do incydentów, świadczących o pogłębiającym się kryzysie stosunków dwustronnych.

W maju 1986 roku prof. Thupten Norbu, najstarszy brat Dalajlamy i obywatel amerykański, nie uzyskał wizy, gdy chciał odwiedzić krewnych w rodzinnym Takcerze. Nie podano żadnego powodu, a Norbu był wcześniej w Tybecie.

Po 1986 roku dokonano wielu aresztowań i egzekucji. 10 marca 1987 roku Dalajlama powiedział w dorocznym orędziu, że „wygląda na to, iż strona chińska nie pragnie rozwiązania problemu w oparciu o wzajemny szacunek i dla wspólnych korzyści". Jeszcze bardziej rozgniewał Chińczyków, mówiąc, że „sprawa Tybetu ma charakter czysto polityczny oraz reperkusje międzynarodowe, dlatego też sensowne może być tylko rozwiązanie polityczne". Poruszył również kwestie masowych aresztowań, napływu chińskich imigrantów i przejmowania przez nich kontroli nad gospodarką oraz polityki rozmyślnego demoralizowania młodzieży tybetańskiej przy pomocy alkoholu i hazardu.

Do piątej misji, która miała wyjechać do Tybetu w czerwcu 1987 roku, nie doszło, gdyż Pekin znów postawił warunek nie do przyjęcia: paszporty „zamorskich Chińczyków". Zapowiedziano, że bez chińskich dokumentów podróżować mogą tylko Gjalo Thondup i osoby z najbliższego otoczenia Dalajlamy. Nie ulegało wątpliwości, że Chińczycy chcą mieć do czynienia tylko z członkami „rodziny panującej". Doskonale zgadzało się to z obrazem, jaki próbowali przedstawić światu: nie ma problemu Tybetu, jest tylko kwestia powrotu Dalajlamy. Rząd emigracyjny nie zgodził się na to.

We wrześniu 1987 roku Dalajlama przedstawił swój Plan Pokojowy. Chińczycy odpowiedzieli nań obelgami, wywołując 27 września demonstrację w Lhasie, za którą potoczyła się fala brutalnie tłumionych manifestacji i rozruchów. Miały one trwać przez dwa lata.

W czerwcu 1988 roku przedstawiono Propozycję Strasburską. Choć Dalajlama rezygnował z prawa Tybetu do prowadzenia własnej polityki zagranicznej w zamian za pełną, faktyczną autonomię całego tradycyjnego Tybetu, Pekin oskarżył go o domaganie się „półniepodległości" lub „niepodległości w przebraniu" i stanowczo odrzucił ten plan. Chińczycy nadal powtarzali, że są gotowi do rozmów z Dalajlamą, dodając, że mogą się one toczyć „gdziekolwiek na świecie"11. Wcześniej mówili, że należy je prowadzić w Pekinie lub w Hongkongu. Dharamsala wzięła to za dobrą monetę i pospiesznie zasugerowała miejsce - Genewę, oraz datę - styczeń 1989 roku. Ogłoszono również skład grupy tybetańskich negocjatorów12. Chińczycy znów się wycofali, nie zgadzając się na udział w rozmowach urzędników tybetańskiego rządu emigracyjnego i zagranicznego doradcy13.

W Lhasie dochodziło do nowych demonstracji i nowych mordów. Gazety z Hongkongu podały, że władzom lokalnym kazano stosować „bezlitosne represje wobec antychińskich wystąpień".

Chińczycy powiedzieli też prasie, że od tej pory będą rozmawiać tylko i wyłącznie z Dalajlamą14. Przy okazji zakomunikowali, że miejscem ewentualnych negocjacji może być jedynie Pekin15.

Wydaje się, że po ogłoszeniu stanu wojennego w Tybecie w marcu 1989 roku, Dharamsala przestała zabiegać o dalsze kontakty z Pekinem.

 

Podsumowanie

 

Tybetański przywódca przedstawił Propozycję Strasburską jako ostateczny kompromis wobec Chin. Wielokrotnie powtarzał, również w orędziu z 10 marca 1990 roku, że dalej posunąć się nie może. Innymi słowy, z perspektywy strony tybetańskiej, wszelkie ewentualne negocjacje muszą opierać się na tym dokumencie. Niemniej Chińczycy zdecydowanie odrzucili ów projekt i zapowiedzieli, że negocjacje mogą dotyczyć wszystkiego poza „jakąkolwiek formą" niepodległości Tybetu.

Dalajlama oświadczył, że głównym powodem przedstawienia Propozycji Strasburskiej było położenie kresu mordom i napływowi ludności chińskiej do Tybetu. „Taktyka negocjacyjna" Pekinu wskazuje, że myśli on podobnie, tyle że stawia sobie dokładnie przeciwne cele. Chińczycy chcą kontynuować prowadzoną obecnie politykę, a jednocześnie sprawiać wrażenie, że są gotowi do dialogu. Innymi słowy, dzięki negocjacjom zyskują czas, którego potrzebują na dokończenie demograficznej inwazji. Ponadto wydaje się, że tak naprawdę interesuje ich wyłącznie kwestia powrotu Dalajlamy. Nie zamierzają rozmawiać o przyszłym statusie Tybetu, który, jeśli idzie o nich, nie zmieni się w żadnych okolicznościach.

Wniosek nasuwa się więc sam: nie będzie żadnych negocjacji chińsko-tybetańskich. A już na pewno tak długo, jak długo w Pekinie rządzić będzie obecny reżim. Być może zostaną one podjęte, gdy upadnie komunizm, a władzę przejmą przywódcy opozycji. Warto jednak zauważyć, że póki co chińscy dysydenci nie szukają politycznego sojuszu z Tybetańczykami. Deklarują szacunek dla Dalajlamy i widzą gwałcenie praw człowieka w Tybecie, niemniej, jak dotąd, nie zrozumieli, że historycznie i prawnie był on, i nadal jest, niepodległym krajem oraz że faktycznie należy mu się niepodległość. Muszą sobie uprzytomnić, że Tybetańczycy są odrębnym narodem, a nie jedną z tak zwanych chińskich mniejszości. Obecnie ich stanowisko wobec Tybetu przypomina poglądy na sprawę Tajwanu. Gotowi są połączyć siły z Tybetańczykami, aby obalić komunistyczny reżim w Pekinie, ale nie - przynajmniej na razie - zwrócić im niepodległości.

Tybetańczycy mogą więc tylko liczyć na to, że chińscy dysydenci zechcą kiedyś dowiedzieć się czegoś więcej o ich kraju. Dopiero po spełnieniu tych dwóch warunków - autentycznym zrozumieniu sytuacji przez opozycję i przejęciu przez nią władzy - rząd tybetański będzie mógł spotkać się z władzami chińskimi jak równy z równym. Do tej pory warunki dyktowali Chińczycy, a negocjacje toczyły się w Pekinie, nie w Dharamsali, Delhi czy Genewie. Na czele delegacji tybetańskiej stał minister, podczas gdy przywódcy partii komunistycznej desygnowali do rozmów podrzędnych urzędników z Komisji ds. Narodowości16. Te kwestie protokolarne odzwierciedlają główny problem negocjacji chińsko-tybetańskich: czy dotyczą one drobnej różnicy zdań między macierzą a jedną z wielu mniejszości, czy też konfliktu między dwoma państwami, z których jedno okupuje drugie?

Jedyną korzyścią, jaką do tej pory odnieśli Tybetańczycy z i spoza Tybetu z kontaktów między Dharamsalą a Pekinem, jest to, że mogą się nawzajem odwiedzać. Granicę przekroczyły setki osób, niektóre wielokrotnie. Choć celem większości podróży było spotkanie dawno niewidzianych krewnych, najodważniejsi skutecznie łączą interesy z przyjemnością.

Nie wiadomo, czy Pięciopunktowy Plan Pokojowy i Propozycję Strasburską należy uznać za element negocjacji. Nie przedstawiano ich w odpowiedzi na żadną propozycję strony chińskiej. Były raczej reakcją Dalajlamy na fiasko kontaktów z Pekinem. Do 1987 roku diaspora nie przedstawiała Chińczykom żadnych propozycji. Wystarczało jej, że próbuje się dowiedzieć, co mogą chcieć przyznać jej Chiny. Trudno sobie wyobrazić, by miała jakąkolwiek propozycję, którą rzeczywiście chciała przedstawić Pekinowi. Dla Tybetańczyków negocjowanie polega na szukaniu formuły, która zwróciłaby im niepodległość, natomiast Chińczycy nie widzą żadnego „problemu Tybetu". Interesuje ich wyłącznie sprowadzenie Dalajlamy - w nagrodę byli skłonni pójść na drobne ustępstwa, na przykład zezwolić na więcej swobód religijnych. Jakakolwiek postać „niepodległości" jest dla nich nie do pomyślenia.

Dalajlama postanowił przerwać impas, ogłaszając swoje dwie propozycje. Bez wątpienia przyczynił się do tego upadek komunizmu w Europie i inne zaskakujące zmiany na całym świecie. Mógł sądzić, że sami Chińczycy uważają, iż ich system musi upaść, i że z wdzięcznością przyjmą owe plany, by ratować twarz. Propozycja Strasburska była niewątpliwie inicjatywą Dalajlamy, który próbował zapewnić Tybetańczykom lepszą przyszłość - nic nie wskazuje na to, by maczało w niej palce brytyjskie MSZ, amerykański Departament Stanu czy jakaś indyjska agencja wywiadowcza. Zapomina się często, iż projekt ten nie jest wiążący dla tybetańskiego rządu i narodu. Dalajlama mówił wyraźnie, że to jego prywatna wizja rozwiązania problemu Tybetu, którą mogłyby przyjąć obie strony. Osobiście nadal opowiada się za nim, ale w 1991 roku ogłosił, że nie czuje się zobowiązany do obstawania przy nim. Wyjaśnił przy tym, że powodem nie były stanowcze sprzeciwy, lecz brak jakiejkolwiek pozytywnej reakcji strony chińskiej.

 

 

 

Cering Łangjal - historyk, przez dwadzieścia lat redaktor naczelny Przeglądu Tybetańskiego (Tibetan Review).

 

Robert Barnett, Shirin Akiner (red.): Resistance and Reform in Tibet, Londyn 1994

Copyright © 1994 by C. Hurst & Co. (Publishers) Ltd.

 

 

1 „Cztery Wielkie Wolności": wolność wyznania, wolność kupowania i sprzedawania (prywatnie), wolność zaciągania i udzielania pożyczek (z zyskiem), wolność zatrudniania służby (a także robotników itd.).

2 W orędziu z 10 marca 1978 Dalajlama powiedział: „Jeśli Tybetańczycy są naprawdę szczęśliwi, (...) Chińczycy powinni zezwolić mieszkańcom Tybetu na odwiedzenie rodziców i krewnych na wychodźstwie. Będą mogli zobaczyć warunki, w jakich żyjemy w wolnych krajach. Podobne możliwości należy stworzyć uchodźcom".

3 Wywiad przeprowadzono w Dharamsali 3 października 1988. Nie wiem, czy został opublikowany. W 1990 roku przypadkiem dostałem kopię transkrypcji.

4 28 maja 1979 AFP informowała z Pekinu, że „Chiny są poirytowane zaproszeniem Dalajlamy do złożenia wizyty w Związku Radzieckim i wzięcia udziału w Azjatyckiej Konferencji Buddyjskiej dla Pokoju".

5 Seymour Topping: „Tibet's struggle for higher living standards", New York Times, 28 października 1979.

6 W skład delegacji weszli: Phuncog Taszi Takla, minister ds. bezpieczeństwa, Dziuczen Thupten Namgjal, minister edukacji i religii, oraz Lodi Gjari, przewodniczący Tybetańskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych.

7 12 czerwca 1982 roku AP donosiła z Pekinu: „Kwestia zastosowania dziewięciopunktowego planu dla Tajwanu w przypadku Tybetu po prostu nie istnieje - powiedział rzecznik MSZ, odpowiadając na pytanie z sali. W ramach tej propozycji, którą przedstawiono jesienią zeszłego roku, Tajwan dostałby niemal pełną autonomię czy raczej niepodległość, pozwalającą na zachowanie systemu społecznego i gospodarczego, utrzymywanie niezależnych stosunków zagranicznych, a nawet własnych sił zbrojnych".

8 W październiku 1982 roku nowojorskie Biuro Tybetu przekazało czternastostronicowy dokument „Pogwałcenia praw człowieka w Tybecie 1959-1982" Podkomisji Praw Człowieka i Organizacji Międzynarodowych Komisji Spraw Zagranicznych Kongresu USA.

9 Pełny tekst ukazał w Tibetan Review ze stycznia 1985.

10 Indian Express, New Delhi, 10 czerwca 1985.

11 23 września 1988 roku Times of India donosił, że ambasada ChRL w New Delhi poinformowała Biuro Dalajlamy, iż rozmowy mogą toczyć się w Pekinie, Hongkongu albo w jakiejkolwiek chińskiej ambasadzie lub konsulacie. „Jeśli Dalajlamie miejsca te nie odpowiadają, może wskazać jakiekolwiek inne" - ogłosili Chińczycy.

12 Skład tybetańskiego zespołu negocjatorów ogłoszono zaraz po przedstawieniu Propozycji Strasburskiej. Weszli doń trzej ministrowie rządu emigracyjnego, jeden były minister i dwóch sekretarzy. Podano również nazwiska dwóch asystentów i jednego doradcy. Z wyjątkiem tego ostatniego, Michaela van Walta, Holendra, byli oni wysokimi urzędnikami tybetańskiego rządu na wychodźstwie.

13 Informację o odrzuceniu propozycji podał 25 listopada 1988 prochiński hongkoński dziennik Wen Wei Po, powołując się na Chen Xina, wiceministra Komisji ds. Narodowości.

14 Ibid.

15 Przegląd Tybetański dowiedział się o tym od wiarygodnego źródła z Dharamsali, które zastrzegło sobie anonimowość. Rząd emigracyjny nie chciał ani potwierdzić, ani zaprzeczyć tej informacji.

16 W 1982 roku stronę chińską reprezentował Ulanfu, ówczesny wiceprzewodniczący Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, który wcześniej piastował funkcję ministra ds. mniejszości narodowych. Towarzyszył mu Xi Zhongxuan - od 1984 szef delegacji ChRL.


Home Aktualności Raporty Teksty Archiwum Linki Pomoc Galeria
 
NOWA STRONA (od 2014 r.)